[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Może i nie.132- Każde dziecko w jakimś stopniu musi się pogodzić z rodzicami.Nawetjeśli twoja matka nie żyje, nie oznacza to, że nie potrzebuje twojegoprzebaczenia, prawda? - Zerknęła na Elliota.- Nie powiedziałam niczłego.Nawet nie zaczynaj.- Może Elizabeth nie chce rozmawiać o takich sprawach -zauważył Elliotz delikatnym naciskiem.Ale ja nie chciałam przerywać tej rozmowy.- Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy przebaczyłam matce.Bowłaściwie co miałabym jej przebaczać? Że umarła? Chyba nigdy jej za tonie winiłam.- Na wszystko przychodzi czas - odparła Vivian.- Ale będzie wam łatwiejżyć, gdy już wybaczysz rodzicom ich niedoskonałe człowieczeństwo,niedostatek cnoty i hartu ducha, ich zwichrowane ego.- Spojrzała naElliota.- A ty? Przebaczyłeś mi już?- Twoje niedoskonałe człowieczeństwo i zwichrowane ego?Żartobliwie pogroziła mu palcem.- Staram się - powiedział.- Możliwe jednak, że będę potrzebował terapii.- Tak naprawdę mnie uwielbia - szeptem zwróciła się do mnie Vivian.-Chociaż terapia by mu nie zaszkodziła.Nie pozwól tylko, by się od niejuzależnił.Niektórym to się zdarza.- Bez obaw.- A pamiętasz, jak było z ojcem? - przypomniała Vivian.-Maszgenetyczną skłonność do grzebania we własnym niedoskonałymczłowieczeństwie.- Mój ojciec uzależnił się od terapii w latach siedemdziesiątych.Alewtedy była na nią moda, podobnie zresztą jak na valium.- Ja wolałam valium - uśmiechnęła się Vivian, a potem spytała: -Wierzysz w Boga?- Czy naprawdę moglibyśmy nie przechodzić od razu do religii i polityki?- odezwał się Elliot.- Nie chciałbym urzą-133dzać Elizabeth hiszpańskiej inkwizycji.- Westchnął i rzucił miprzepraszające spojrzenie.- Co jest złego w rozmowie o Bogu? - spytała Vivian.- Elizabeth, czy tentemat cię obraża?- Nie, nie przeszkadza mi - odrzekłam.- Wierzę w istnienie siły wyższej.Dobrej siły.Nie wierzę, że poza tym, co widzimy, nie ma już nic.Alewychował mnie człowiek nauki, staram się więc, jak mogę.- Naglepoczułam, że za dużo o sobie powiedziałam.Czy powinnam więcejkłamać, by bardziej przekonująco zagrać Elizabeth? Miałam ochotęspytać o to Elliota.- A czy wierzysz w takim razie, że ta siła ingeruje w nasze życie? Jeśli tak, to w jaki sposób? Czy zapewni ci miejsce na parkingu, kiedy spieszysz sięna spotkanie? Wierzysz w cuda, Elizabeth?Chciałam odpowiedzieć twierdząco.Zdawało mi się, że powinnam takodpowiedzieć komuś, kogo tylko cud może uratować od śmierci.Zadałami jednak to pytanie w tak otwarty sposób i taka szczera była naszarozmowa, że choć moja obecność w tym domu opierała się na jednymwielkim kłamstwie, wiedziałam, iż Vivian nie zaakceptuje nic próczprawdy.- Boję się cudów - odpowiedziałam.- Aha - Vivian pokiwała głową, jakby była to pierwsza interesującaodpowiedź, jakiej jej udzieliłam.- To dobrze.Strach.Ale nie możeszpozwolić, by tobą sterował.- Zamknęła oczy.- Ja wierzę w cuda, aletylko dlatego, że nie mam wyboru.- Nagle ucichła i zamknęła oczy.Zaczęłam się zastanawiać, czy nie przysnęła.Jednak zaraz znów na mniespojrzała.- Czy znasz jakąś dobrą definicję miłości?Przeniosłam wzrok na Elliota i z powrotem na Vivian.- Hm.- zaczęłam, zbita z tropu.- Myślę.Myślę, że prawdziwa miłośćto rozmowa, która trwa całe życie.Słysząc to, Vivian zmrużyła oczy.134- Elliot - srogim tonem zwróciła się do syna - wykorzystujesz mójmateriał?- Uczę się od najlepszych.- Przepraszam - powiedziałam.- Za co?- Za recykling dobrych tekstów.- Potraktuję to jako komplement - odrzekła.- Gdzie się urodziłaś?- W Ohio.- Chyba każdy mógłby pochodzić z Ohio? Było to bezpiecznekłamstwo, i o to mi chodziło.- Czym się zajmujesz?Nie chciałam powiedzieć, że wystrojem wnętrz.Nie chciałam teżpowiedzieć, że jestem pracownikiem naukowym, jak ojciec.Pomyślałamo matce.Co o niej wiedziałam? Niewiele.- Robię na drutach.Projektuję ubrania robione na drutach.Jestemprojektantką.- A ponieważ brzmiało to zbyt enigmatycznie, dodałam: -Głównie czapki i kapelusze.- Czapki i kapelusze - powtórzyła Vivian marzycielskim tonem.- Lubięczapki i kapelusze.Czy Jennifer przyrządza słodkie ziemniaki? Czuję ichzapach.- Owszem - odrzekł Elliot.- Obiecaj, że zjesz choć trochę.- Nie składam już obietnic.Ach! - zawołała nagle.- Zapomnielibyśmy! -Sięgnęła po szklankę stojącą na stoliku przy łóżku.- Podaj mi łyżeczkę -poprosiła Elliota.Następnie zadzwoniła, łyżeczką o szklankę.- Ominąłmnie ślub i wesele.- Nie mieliśmy wesela - sprostował Elliot nerwowo.- Ale ja lubię tę tradycję.Starzy stukają w szklanki, a młodzi się całują.Nie ma to sensu, ale podoba mi się ten zwyczaj, gdyż jest prymitywny.Spojrzeliśmy z Elliotem na siebie.Byliśmy mężem i żoną, musieliśmy siępocałować.Lekko wzruszyłam ramionami, a on szybko pochylił się iprzycisnął swoje ciepłe usta do moich.Zaczerwieniłam się i poczułam,jak zalewa mnie fala gorąca.135- Miłość - powiedziała Vivian.- Nie da się jej nie rozpoznać.- Odstawiła szklankę na stolik, położyła się i zamknęła oczy.- Może odpoczniesz? - zapytałam.- Przysuń sobie krzesło.Poczytaj mi, a ja zamknę oczy.Spojrzałam naElliota.„Ja?", zapytałam bezgłośnie.Skinął głową.- Co mam czytać?Machnęła ręką, jakby mówiła: „nieważne".- Może być coś ambitnego albo i nie.Wybierz cokolwiek.Elliot wręczył mi książkę, leżącą na stoliku.Była to nieznana mi powieśćElizabeth Graver.Otworzyłam ją na założonej stronie i zaczęłam czytać:„Jedna z dziewcząt pokazała mi, jak tkać.Jej pałce były prędkie jakjaskółki śmigające między ścianami przędzy zwieszającej się zogromnego kołowrotka pod sufitem."1.Siedząc tak przy niej, przeczytałam spory fragment powieści, któraokazała się liryczna i urzekająca [ Pobierz całość w formacie PDF ]