[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawda nie odpowiada ani pierwszemu, ani drugiemu wizerunkowi.Zborowski rozpoczął karierę jako poeta i zachował w sobie ślady swej poetycznej natury, które znalazły wyraz w pewnej improwizacyjnej fantazji, każącej mu na przykład podejmować inicjatywy, jakich będzie musiał żałować, albo pokładać zaufanie w nagłych przeczuciach, które okażą się nieadekwatne wobec rzeczywistości.Jest jednak prawdą, że porzuciwszy poezję, został zawodowym marszandem, który uwierzył w Modiglianiego i zdobył się dla niego na wyrzeczenia, do jakich zdolni byliby tylko nieliczni, dochodząc do tego, że poświęcał pieniądze swojej rodziny i znosił niedorzeczne humory i kaprysy, którym „jego” artysta ulegał niemal każdego dnia.Londyńska wystawa, mimo umiarkowanego sukcesu, nie zmieniła niczego w życiu Amedea.Po dokonaniu podsumowania okazało się, że odniósł jedynie korzyści w postaci pięknych recenzji, pewnej sumy pieniędzy i pary ładnych angielskich butów, o podarowanie których prosił Zborowskiego i je otrzymał.Gdy minęła londyńska gorączka, Modigliani nadal prowadził swój zwykły żywot, balansując między chwilami dziecięcego entuzjazmu i ponurej rozpaczy, przelotnymi próbami zmniejszenia codziennych dawek alkoholu i nieumiarkowanym upijaniem się, przejawami subtelnej uprzejmości i wybuchami brutalnego, a w kilku przypadkach wręcz okrutnego zachowania.Jesienią 1919 roku widywano go na ulicy, jak kłócił się głośno z Jeanne i podnosił na nią rękę.Te zmienne nastroje, to dreptanie w miejscu bez żadnych perspektyw, wyznaczają bieg jego codziennego życia.Na szczęście w jego osobowości jest pewna cząstka, która nie poddaje się jego świadomości, i to właśnie jej zawdzięczamy nieustanną ewolucję jego malarstwa, ów grand style, jak określono to zjawisko, znamionujące dojrzałość artysty, a które Modiglianiemu udaje się jakimś cudem odseparować od wydarzeń egzystencji tak mrocznej i z każdym dniem coraz bardziej zagrożonej pogarszającym się zdrowiem.Podczas tej ostatniej jesieni spotkało go wielu przyjaciół, którzy z trudem go rozpoznali albo przerazili się jego wyglądem: miał zapadnięte, podkrążone oczy, wychudzone ciało, niepewny krok.Dziennikarz Louis Latourettes pisze, że „przypominał trupa”, Maria Wasiliewa, że „stracił zęby i cały swój urok, był swoim własnym cieniem”.Przyjaciółka Jeanne, Chan tal Quenneville, wspomina, że widziała go przypadkiem w okresie Bożego Narodzenia i odniosła wrażenie, że powiedział do niej: „Muszę dużo jeść, tylko to może mnie uratować”.Słowa, które wyrwały się w chwilach poufnych zwierzeń, ze strachu albo w przypływie absurdalnej nadziei, jak to, co powiedział przy innej okazji: „Jak najprędzej wrócę do Włoch, klimat i powietrze mojego miasta uzdrowią mnie”.Albo: „Paryż jest szary i smutny, mam go dość.Mam nadzieję, że prędko wrócę pod włoskie słońce”.Lub zuchwałe i przerażające kwestie, jakie pewnego dnia wymienił z byłym szefem La Rotonde.Pere Libion, który porzucił kierowanie słynnym lokalem, żeby otworzyć kawiarnię w innej dzielnicy, wrócił tam pewnego dnia i usiadł przy jednym stoliku z Modiglianim.„A więc, jak leci?” „Dojechałem do końca”, odparł dramatycznym tonem Amedeo, uderzając się ręką w pierś.„Ale co wygadujesz, mój stary, na pewno dobrze ci zrobił ten rok, który spędziłeś na Południu”.A na to Modigliani, nie tak posępnie: „Nie rób ze mnie wariata.Jak tylko się zorientują, kim naprawdę jestem, wracam z córką do Włoch, żeby się leczyć.Tylko moja matka wie, co może mi pomóc”.Nie ma większego znaczenia to, czy pojedyncze kwestie tej rozmowy są autentyczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]