[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gnała przed siebie, jakby ją wściekły pies gonił i musiałem lecieć za nią z wywieszonym językiem.Zatrzymaliśmy się dopiero na skraju znajomego wąwozu.Oura w milczeniu wskazała palcem w dół.Na dnie parowu leżało nieruchome cielsko kolekcjonera.Widziałem już w życiu tyle trupów, że umiałem je rozpoznać na pierwszy rzut oka.Smok nie udawał, ani też nie spał – był po prostu martwy.Martwy jak kamień.Przyszła mi do głowy głupia myśl, że mógłbym mu odciąć głowę i w ten sposób zaoszczędzić na spłacaniu jaśnie pana Gryzmoła.–Jeśli to zrobisz, złamię ci kark – warknęła Oura takim tonem, że ciarki mi przeszły po krzyżu.Jak się domyśliła, co mi się uroiło?–Wcale nie chcę… – mruknąłem.– Co mi przyjdzie z łba tego ścierwa? Tylko się zaśmiardnie w drodze.–On miał imię.Nazywał się… – powiedziała Oura surowo i wydała odgłos, jakby ryczący byk zakrztusił się w połowie smętnego „myyyyyy”.– Po waszemu to znaczy „Ciepły-Miękki-Piasek”.–Za młodu pewnie był milszy – dodała.Muszę przyznać, że szczęka mi opadła.Nigdy mi w głowie nie postało, że smok możemieć imię, jak człowiek.Od razu jakoś smutniej mi się zrobiło.–Gdyby miał rodzinę, przyszli by tu, żeby go pożegnać – ciągnęła Oura żałobnie.–Opowiedzieli by sobie całe jego życie, żeby go dobrze pamiętać.A potem by go zjedli…Zjedli…! Ona była po prostu niemożliwa, ta Oura!–Okropne… – wymamrotałem.–Okropne – przytaknęła, a głos jej dziwnie drżał.– Okradliśmy go i serce mu pękło z rozpaczy.Zabiliśmy go!Zrobiło mi się niewypowiedzianie głupio.Smok z imieniem i rodziną… a raczej bez rodziny… jak sierota…–E tam… Nie umiera się z takich powodów – bąknąłem.– On na pewno umarł zestarości.–Tak my…ślisz na…prawdę?Pomroczniało już tak, że wszystko zrobiło się szarobure.Nie widziałem dobrze twarzyOury (tylko oczy jej świeciły jak zwykle, niby dwa złote pieniążki), ale zdawało mi się, że płacze.Nie wiedziałem jak się pociesza smutne elfki, ale chyba tak, jak zwykłe dziewczyny.Objąłem ją niezdarnie, pogłaskałem po włosach.–Nie płacz.On już po prostu był stary.Wyglądał, jakby żył już tylko zprzyzwyczajenia.Kiedyś musiał umrzeć i akurat teraz wypadło.Jutro możemy mu zrobićpogrzeb, jak ci na tym zależy.Przykryję go kamieniami, albo co… – Robota byłabymordercza, ale byłem gotów to zrobić.W końcu coś się temu smokowi ode mnie należało zaten skarb.Oura westchnęła, pociągnęła nosem.–Nie trzeba.Niech tak zostanie.Wystarczy, że go będziemy pamiętać.–Nie zapomnę tego smoka do końca życia – zapewniłem, była to najszczersza prawda.opowiadanie ukazało się w magazynie Click!Fantasy nr.5 październik 2002Ewa BiałołęckaThis file was created with BookDesigner programbookdesigner@the-ebook.org2010-04-24LRS to LRF parser v.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/
[ Pobierz całość w formacie PDF ]