[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Fuj, Boże! To prawda, poddaję się, ma okropny smak.Jestem pewien, że w końcu uda ci się wszystko załagodzić.Babs jest teraz w szoku.Będzie potrzebowała trochę czasu.— Andy, ona mnie nienawidzi — oznajmiam z westchnieniem.Gaszę papierosa.Nie mogę się skupić, kiedy przypomnę sobie, w czyich ustach był przed chwilą.— Nienawidzi cię — potwierdza moje słowa — bowiem woli nienawidzić ciebie niż Simona.Gdybyś była na jej miejscu, to komu byś uwierzyła? Swojej najlepszej przyjaciółce czy mężowi? Wy-bór nie jest prosty, ale gdybym był na jej miejscu, naskoczyłbym na przyjaciółkę— Och, tak, tak! Masz całkowitą rację! — wykrzyknęłam, zanim zdążyłam sobie przypomnieć, że nie chcę mu niczego zawdzięczać.— Ale tak naprawdę to jej nie masz — dodaję.— Nawet bowiem jeśli przed samą sobą zaakceptuje prawdę, nawet jeśli Simon wyjaśni jej dokładnie, co zaszło, zamiast bezużytecznie i nieprzekonywująco bełkotać.Czy napiszę do niej, czy — nie chcę sugerować, aby Andy się w to wtrącał — nos Frannie stanie się trzy razy dłuższy i pobije wszelkie możliwe re-kordy, to i tak Babs będzie na mnie obrażona za to, że jestem przewodnikiem — właściwe słowo —niewierności Simona.Andy mruga do mnie porozumiewawczo.— Nawet jeśli to trochę potrwa, to nadal obstaję przy swoim — przyjdzie do ciebie — stwierdza.— Zazwyczaj wydziera się, wyrzuca z siebie złość i wszystko się kończy.Jeśli jest inaczej — dodaje — sprawa się komplikuje, jak to jest w twoim przypadku, a ty.— Och, nie! — wykrzykuję, pstrykając palcami.— To co innego.Zabroniła mi wstępu do delikatesów!— No dobra — oświadcza.— W porządku.— Zaczyna kaszleć.Ma minę, jakby siedział na je-żozwierzu.Już zbieram się, by ogłosić mu zmiany w jego życiu lokalowym, kiedy się odzywa: —Chcę ci coś powiedzieć, Natalie.— Co takiego?L R— Pamiętasz, jak wczoraj powiedziałem ci, że nie mogę przestać myśleć o mojej byłej?— Coś tam wspominałeś — odpowiadam.Dobry Boże! Czemu nie przyszło mi do głowy, że tak trudno mi będzie pozbyć się tego głupka?— Wybrałem niewłaściwy czas.Nie wyszło tak jak trzeba.Powiedziałem ci, bo nie chcę cię zwodzić.Nie pozwoliłaś mi dokończyć.Nie kocham już Sashy.To bardziej problem braku odpowiedzi na pewne pytania, dlaczego mnie zostawiła.Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego to dla mnie takie ważne.Ale chciałem, byś wiedziała, jak sprawy stoją.Muszę się z tym uporać.Kiedy mnie rzuciła, byłem zdruzgotany i dopiero niedawno zdałem sobie sprawę jak bardzo.Nie chcę, żeby tak samo było z nami.Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że jest super.Mogłoby coś między nami być.Gdybyś tylko chciała.— Patrzy na moją oszołomioną minę i dodaje: — Albo nie.Po chwili już leżymy spleceni na moim łóżku, uprawiając gorący, choć nie pozbawiony czułości seks, a białe zasłony falują unoszone delikatną, wiosenną bryzą.Ale prawdę powiedziawszy, tak nie jest.No ale przecież mogłoby być.Trzymaliśmy się za ręce, a on delikatnie głaskał mój nadgarstek.Czułam jego szorstki dotyk, który doprowadził mnie do drżenia.Spojrzał na mnie i zauważyłam jego wzrok.Wiedział, że próbuję powstrzymać pożądanie.Tak bardzo chciałam być z nim.„O rany! Tak, weź mnie, miej mnie, całą! Chcę do ciebie należeć!".Ale nie ruszyłam się z miejsca.Wyjąkałam tylko:— Czy mogę przemyśleć twoje słowa?Odpowiedział szybkim, niepewnym kiwnięciem głowy.Przez chwilę patrzyłam z tęsknotą na jego usta, a potem odparłam piskliwym głosem:— Fajnie, dzięki! — I uciekłam do swego pokoju.Krótko potem usłyszałam trzaśnięcie frontowych drzwi.Jak mogłam go eksmitować po tym wszystkim? Nie potrafiłam powiedzieć mu tego prosto w twarz i nie przyszło mi do głowy, żeby zostawić mu kartkę.Dlatego błąkam się po domu jak cień, poprawiając wszystkie obrazy na ścianach.Jego słowa nie dają mi spokoju.Ty cholerny głupcze, powinieneś był się zgodzić! Zauważam, że idę W stronę lodówki, potem smaruję czternaście kromek chleba pastą warzywną, do tego gruba warstwa masła i pożeram wszystko do ostatniej okruszyny.Po dwudziestu sekundach czuję się podle, a muszla klozetowa zaczyna mnie nęcić, ale udaję, że jej nie zauważam.No i co takiego się stało? Mam już dość udawania, że uwielbiam sałatę.Przytyję pół kilo.Całe pół kilo! No i co z tego.Kto to zauważy? Chyba tylko ja.Zyskanie półkilograma mniej zaszkodzi mojej psychice niż zaprzedanie duszy sedesowi.Bądź co bądź obiecałam mamie.Czuję się okrąglutka jak prosiaczek, ale sama się w to wrobiłam.Minuta przyjemności, życie odchudzania! Każdy przygnębiający slogan, stworzony przez instytucje propagujące odchudzanie, został po to wymyślony, by mi urągać, ale nie dam się na niego złapać [ Pobierz całość w formacie PDF ]