[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Ksiega jest jedynie przyneta – powiedzial powoli starzec.– Lekam sie tego, co jeszcze sprowadza na nas twoja siostra i ten mag.–Wkrotce oboje odejda, tym czy innym sposobem.–Ktoremu z nich wierzysz?Nino bezradnie wzruszyl ramionami.–Nie wiem.W istocie Fiametta prosi mnie tylko, abym zaspiewal jeden z moich hymnow, mag zas pragnie zwrotu ksiegi bedacej jego wlasnoscia.Zadna z tych rzeczy nie jest zla, jednak wzdragam sie na sama mysl, ze moglbym przychylic sie do ktorejkolwiek z prosb.Z wysilkiem rozprostowal palce – dotad zaciskal je tak mocno, ze zelazne klamry bolesnie wpily mu sie w cialo – i odlozyl ksiege.–Widzisz, ojcze – zaczal z namyslem – nigdy nie probowalem spiewac wlasnych piesni.Dyktowalem slowa i wygrywalem melodie na harfie, lecz nie odwazylem sie zaspiewac.Nie zastanawialem sie dotad, dlaczego.Teraz mysle, ze w glebi duszy przeczuwalem, iz mnie to zniszczy.–Nie zachecalismy cie do tego.– Stary mnich pokiwal glowa.– Twoja muzyka byla wystarczajacym darem, ale czasami, kiedy grales, zdawalo sie, ze jest jak pustynny wicher, zdolny rozsadzic mury klasztoru.Obaj pomysleli o sirocco, wichrze, ktorego imie nadano demonowi, a takze ukochanej corce maga, ktorej los stal sie przestroga dla wszystkich niewiast z Polwyspu.Zaden jednak nie powiedzial tego glosno.–Tyle, ze wichry wieja z roznych stron, ojcze.A niektore z nich sa demonami.–Nie wierze w to.– Opat dotknal lekko jego zacisnietych dloni.–A kiedy jutro staniesz posrodku Pilastri del Cielo, nie boj sie i pamietaj, ze ten most jest tylko znakiem.***Furtian, ktory po drugiej stronie wpuszczal pielgrzymow na most, mowil pozniej, ze cos wyrwalo go ze snu tuz przed switem, w porze, kiedy niebo zaczyna szarzec, a z otchlani rozpadliny podnosza sie mleczne mgly.Bylo zimno.Kiedy wyszedl z bramy i stanal na krawedzi mostu, z jego nozdrzy unosila sie para.Gdzies z glebi gestego tumanu dobiegl go przenikliwy krzyk kobiety:–Co robisz?W chwile pozniej Igino bezszelestnie pojawil sie u jego boku, zupelnie jak gdyby poranna mgla wyplula go na skraju przepasci.Zaraz potem dobiegl ich glos Nina, czysty i dzwieczny, jakby znalazl sie tuz obok:–Mam ksiege.Nino stal na waskim przesmyku pomiedzy dwiema kamiennymi iglami, od ktorych wzial nazwe most.Wygladal zwyczajnie w szarej klasztornej szacie i ciemnej przepasce na oczach, ktora sprawiala, ze nie dalo sie go pomylic z zadnym innym ze wspolbraci.Jednak w jego posturze bylo cos takiego, ze furtian przycisnal dlonie do piersi i zmowil szybko modlitwe.Moze sprawila to ksiega w rekach Nina.–Nie umiem rozstrzygnac, ktore z was mowi prawde.Igino wyszeptal cos pod nosem – przeklenstwo albo zaklecie – i mgielne opary rozrzedzily sie nieco.Mnich przy furcie wytezyl wzrok i dostrzegl na przeciwleglym brzegu szczeliny kobiete w szkarlatnym plaszczu.Jej dlugie, kruczoczarne wlosy rozwiewal wiatr.Rudowlosy chlopczyk trzymal w garsci pole jej szaty.–Ale sa moce wieksze od magii i slowa, ktore siegaja dalej niz zaklecie.Nie mnie osadzac, ktore z was sklamalo.I nie mnie wymierzac kare.Jesli ta rzecz prawdziwie nalezy do ktoregos z was, niech sie nie leka i przyjdzie po nia.I zaczal spiewac.Mnich odzwierny znal dobrze te modlitwe -Nino napisal ja wiele lat temu i furtian niejeden raz slyszal ja w klasztornej kaplicy.Nigdy jednak nie brzmiala tak, jak tamtego dnia na srodku mostu zwanego Pilastri del Cielo.Mag zawahal sie.Przez moment mnich widzial wyraznie, jak strach walczy na jego twarzy z pozadaniem.Potem Igino postapil krok naprzod.Kobieta pod drugiej stronie rozpadliny tez wyszla na most, pociagajac za soba dziecko – a moze to ono ja popchnelo.Mgla rozwiala sie calkowicie, piesn zas spotezniala.Unosila sie coraz wyzej, do szczytow skal i ponad nie, do nieba blekitnego jak magia.Wraz z nia wstawal swit, zupelnie jakby piesn odslaniala kolejno skaliste granie, rozpadliny pelne sniegu, co nigdy nie topnieje, ciemne smugi krzewow, klasztorne mury i wedrowcow na sciezkach, ktorzy zadzierali glowy do gory, usilujac wypatrzec zrodla piesni.Furtian mial wrazenie, ze oto nastal pierwszy swit swiata i wszystko to stwarza sie wlasnie przed jego oczami za sprawa hymnu Nina.Patrzyl, wiec z zachwytem wokol, jakby ogladal to miejsce po raz pierwszy, jakby dopiero slepiec ukazal mu prawdziwy ksztalt rzeczy.Przyciskal rece do piersi, bo bal sie, ze serce peknie mu od tego nadmiaru cudownosci.Wiedzial, ze w zyciu uslyszy jeszcze wiele modlow, jednak nigdy juz nie doswiadczy czegos takiego, jak ta piesn.Byly w niej zachwyt i bol.I jeszcze cos, zrozumial po chwili.Piesn zmieniala sie, choc wciaz pamietal slowa i melodia wydawala sie znajoma.Nino, samotny posrodku Pilastri del Cielo, rozpaczliwie prosil o prawde.Nie powinien tego robic, pomyslal ze zgroza mnich.Czlowiek nigdy nie powinien blagac o zbyt wiele.Wychylil sie, chcac uczynic krok naprzod, ale nogi go nie usluchaly.Nie zdziwil sie nawet.W jakis sposob byl pewny, ze tego dnia na moscie nie ma dla niego miejsca.Piesn dobiegla kresu.–W tej chwili widze wyraznie – rzekl schryplym glosem Nino.– Wolalbym pozostac slepcem [ Pobierz całość w formacie PDF ]