[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.”- Tak - skinęła głową Amelia.- To tylko potwierdza moją tezę, e biedaczysko zapadłna nieuleczalną chorobę, wobec której medycyna jest bezradna.Kuzynki wybuchnęły zgodnym śmiechem.- Wcale tak nie jest! - zaprotestowała Naomi.- Uwierzcie mi, Jan traktuje mnie jak siostrę!- Tym gorzej dla niego.Kazirodztwo jest w tym kraju karalne - stwierdziła Laura i znowu wszystkie trzy zaniosły się od śmiechu.- A dlaczego uwa asz, e traktuje cię jak siostrę? - zainteresowała się Amelia.- Bo.- Naomi nie wiedziała, co odpowiedzieć.Wcią nie była pewna, czy w tym gronie mo e pozwolić sobie na szczerość, ale postanowiła zaryzykować.- Zanim mu powiedziałam, e nie mam pojęcia o seksie, było zupełnie inaczej.Za to teraz w ogóle się do mnie nie zbli a.Czasem tylko cmoknie mnie w policzek.Spojrzy na mnie czasem takim wzrokiem, e przechodzą mnie ciarki, ale to wszystko.- Bo e! - wykrzyknęła Laura i a zakrztusiła się czekoladą.- Co ci się stało? - spytała zaniepokojona Amelia.- Nic! - wykrztusiła Laura.- Mój biedny brat! Naomi wstała z podłogi.Czuła się głupio, patrząc na kuzynki, które ogarnął tym razem spazmatyczny, niepohamowany śmiech.Po ałowała swojej szczerości.Odkryła się przed nimi, a one wykpiły jej naiwność i brak doświadczenia.- Bo e, przepraszam! - Laura zdała sobie sprawę, e sprawiły jej przykrość, i próbowała ratować sytuację.Przycisnęła dłonie do twarzy i zaczęła ocierać łzy.Niestety, złapał ją kolejny atak śmiechu, więc tylko skinęła głową na Amelię, by ta wytłumaczyła Naomi, o co chodzi.- Nie gniewaj się na nas.Wiem, e to nie jest specjalnie zabawne, ani dla ciebie, ani dla Jana.Jednak z naszej perspektywy cała sprawa wygląda zupełnie inaczej.Jan musi teraz cierpieć prawdziwe katusze - tłumaczyła Amelia.- Jak to?- Po prostu.On się ciebie boi.- To bez sensu.- Wcale nie.- Amelia poło yła dłoń na ramieniu Naomi.- Uwierz mi.Mówię to z własnego doświadczenia.Jan nie chce ci się narzucać, nie chce cię do niczego zmuszać.Dlatego czeka.Boi się zrobić fałszywy krok, bo wie, e mogłabyś się spłoszyć, a on za nic w świecie nie chciałby cię skrzywdzić.Dlatego traktuje cię po bratersku, choć na pewno nie jest mu łatwo.Jan umie być bardzo cierpliwy, dlatego czeka, a ty zrobisz pierwszy ruch.Daje ci czas do namysłu, bo chce, ebyś dobrze rozeznała się we własnych odczuciach.Tak zresztą powinno być.Naomi słuchała w milczeniu.- Jesteś tego pewna? - spytała wreszcie.- Absolutnie.- A ja sądziłam, e on po prostu przestał się mną interesować.e szkoda mu czasu na jakąś dziewicę.- Nawet tak nie myśl! - zaprotestowała gwałtownie Laura.- Znam dobrze mojego brata i wiem, e nigdy w yciu nie ciągnąłby kobiety do łó ka siłą.Im bardziej mu na tobie zale y, tym jest ostro niejszy.Uwierz mi.Wiem, co mówię - zapewniła, ściskając rękę Naomi.- Więc naprawdę myślicie, e on.- Naomi nie dokończyła.Na jej zaró owionej twarzy pojawił się nagle błogi uśmiech.- Oho, doktor Maguire, ma pani kolejny beznadziejny przypadek.To ju chyba epidemia - zawołała Julia, spoglądając wymownie w sufit.Było ju ciemno, gdy Naomi zatrzymała się pod domem Jana.Wysokie okna rzucały blask, który rozjaśniał mrok w ogrodzie.Wysiadła i przez chwilę zastanawiała się, czy powinna wejść do środka.Próbowała odgadnąć, co robi Jan.Czy wcią układa ksią ki w bibliotece? A mo e czeka na jej telefon? Czy spodziewa się jej? A jeśli w ogóle nie ma ochoty jej widzieć? Mo e zresztą wcale nie jest sam? Mo e jego kuzynki nie mają racji i wcale nie jest w niej zakochany?W jej głowie kłębiło się od pytań.Czuła, jak opuszcza ją odwaga.Wsiadła z powrotem do samochodu i poło yła dłonie na kierownicy.Jan na pewno nie jest sam! Niby dlaczego taki atrakcyjny mę czyzna miałby spędzać samotnie wieczory w pustym domu? Na jedno jego skinienie znalazłoby się wiele kobiet, gotowych umilić mu czas.Pięknych, inteligentnych i doświadczonych.Po co mu taka gęś jak ona?- Przestań tak myśleć - nakazała sobie surowo, 'uderzając z całych sił w kierownicę.Tak właśnie rozumowała dawna, zakompleksiona Naomi, z którą przecie postanowiła rozstać się raz na zawsze.- Tamtej dziewczyny ju nie ma, rozumiesz? - powiedziała do siebie głośno.- Nie ma i nigdy nie będzie! Chyba nie pozwolisz sobie zniszczyć tego, co z takim trudem osiągnęłaś!Wysiadła z samochodu.Wydawało jej się, e bijące z okien jasne strugi światła wabią ją swym blaskiem.Wcią tkwiła jednak w miejscu, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.Jeszcze raz powtórzyła sobie, e jest ju kimś zupełnie innym.Być mo e proces przemiany jeszcze się nie zakończył, ale powinna cieszyć się i korzystać z tego, co ju osiągnęła.Wiedziała przecie , e przy odrobinie wysiłku mo e stać się atrakcyjną kobietą.Potrafi ciekawie mówić, z powodzeniem prowadzi rodzinną firmę.Ludzie jej słuchają, darzą szacun-kiem.Nikt nie uwa a jej za po ałowania godną, nieszczęśliwa istotę, która nie umie zliczyć do trzech.Czy nie zasługuje na zainteresowanie Jana? Przecie zaskarbiła sobie przyjaźń trzech niezwykłych kobiet, jego sióstr.Same jej powiedziały, e nie jest mu obojętna.Dlaczego miałaby im nie wierzyć? Po co miałyby kłamać?- Dobrze, ju dobrze.Idziemy - szepnęła.Odetchnęła jeszcze głęboko parę razy i ruszyła w stronę domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]