[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed oczami wirowały mu demony, potwory o złośliwym spojrzeniu, które szydziły, wyśmiewały się i odpływały.Szły za nim wszędzie.Żyły w nim niczym pasożyty.To magia dawała im życie.W dole, w głębi strażnicy, nie ustawało dudnienie, nieprzerwane, nieubłagane.Odwrócił się od okna i dotyku olbrzyma.Zapragnął ukryć twarz w dłoniach.Chciał płakać albo krzyczeć.Jednak postanowił niczego po sobie nie okazywać i zdecydowany był dotrzymać tej obietnicy.Tak wiele przeżył, pomyślał.Tyle wydarzeń, których nigdy nie pragnął.Niektóre już zaczynały blednąc, niewyraźne wspomnienia zagubione we mgle niepokoju.Niektóre jednak trwały niczym kwaśny, metaliczny smak na języku.Miał uczucie, jakby wszystko w jego wnętrzu wirowało jak niesione wiatrem chmury, nabierało kształtu i traciło go i jeżeli ukazywało coś, to jedynie na ułamek sekundy.– Musisz pozwolić sobie pomóc – szeptał Rimmer Dall i w jego głosie brzmiało przynaglenie, którego Par nie mógł zlekceważyć.– Nie pozwól, aby tak się stało, Par.Daj sobie szansę.Proszę.Musisz.Doszedłeś samotnie tak daleko, jak mogłeś.Magia jest zbyt wielkim brzemieniem.Nie możesz dalej dźwigać go sam.Duża dłoń raz jeszcze spoczęła na jego ramieniu, trzymając mocno i napełniając go siłą.I Par poczuł, jak jego postanowienie topnieje, kruszy się i opada jak okruchy rozbitego szkła.Był taki zmęczony.Chciał, żeby ktoś mu pomógł.Ktokolwiek.Nie mógł już tak dalej.Demony szeptały podstępnie.Ich oczy zalśniły oczekiwaniem.Odsuwał je na próżno, a one tylko się śmiały.Z wściekłością zazgrzytał zębami.Poczuł, jak magia rośnie w jego wnętrzu, i cofnął ją z wysiłkiem.– Pozwól, że ci pomogę, Par – prosił Rimmer Dall, trzymając go.– To potrwa tylko chwilę.Pamiętasz? Pozwól mi wejść w siebie, tylko żebym zobaczył, gdzie zagraża ci magia.Pomogę ci znaleźć ochronę, której potrzebujesz.Dosyć Allanona.Dosyć druidów i ich ostrzeżeń.Dosyć wszystkiego.Gdzie są ci, którzy obiecywali pomoc w potrzebie? Wszyscy odeszli.Wszyscy straceni.Nawet Coll.Jestem taki zmęczony.– Jeśli chcesz – szeptał Rimmer Dall – możesz najpierw wejść we mnie.To nie jest trudne.Wyjdziesz z ciała z łatwością, jeśli spróbujesz.Pokażę ci, jak to zrobić, Par.Spójrz tylko na mnie.Odwróć się i spójrz na mnie.Miecz Shannary stracony.Wren, Walker i Morgan zniknęli.Gdzie jest Damson? Dlaczego zawsze jestem sam? Do oczu napłynęły mu łzy i oślepiły go.– Spójrz na mnie, Par.Odwrócił się powoli i zaczął podnosić wzrok.Ale w tej samej chwili przemknął między nimi cień, szybki jak światło, przybył i zniknął w mgnieniu oka, a Par Ohmsford rzucił się w ślad za nim.Nie!Ogień eksplodował pomiędzy nimi, wywołany dotykiem, i pomknął w mrok, sypiąc iskrami.Rimmer Dall odwrócił się, a kościste rysy twarzy skurczyły się z wściekłości.Czarne szaty zafalowały, a dłoń w rękawicy uniosła się w blasku czerwonej furii.Par, nadal niepewny, co się dzieje, krzyknął cicho i cofnął się, czując, jak błękitny płomień magii pieśni unosi się, aby go osłonić.W ciągu jednej chwili otoczyło go światło i teraz z kolei cofnął się Rimmer Dall.Patrzyli na siebie w mroku, a płomienie ich magii zbierały się na czubkach palców, w oczach odbijał się gniew i strach.– Nie zbliżaj się do mnie! – syknął Par.Rimmer Dall trwał bez ruchu jeszcze przez chwilę, ogromny, czarny i niepokonany.Potem cofnął swój płomień, opuścił dłoń w rękawicy i bez słowa wyszedł z pokoju.Par Ohmsford również pozwolił zgasnąć swojej magii.Stał, wpatrując się w otaczające go cienie, zdumiony tym, co uczynił.Demony wokół niego tańczyły, najwyraźniej zadowolone.– Jak długo ma zamiar tak trwać? – zapytała w końcu Matty Roh.Morgan Leah potrząsnął głową.Walker Boh nie poruszył się od ponad godziny.Znajdował się w czymś w rodzaju transu, pogrążony w półśnie.Siedział otulony swą czarną opończą, oczy miał zamknięte, a oddech powolny i ledwo wyczuwalny.Kazał im trzymać straż i czekać na swój powrót.Nie powiedział, dokąd idzie.Co prawda nie wyglądało na to, że poszedł dokądkolwiek, ale Morgan wiedział, że Mrocznego Stryja lepiej o nic nie pytać.Zebrali się w świerkowym lasku na pograniczu urwisk Runne – Morgan, Matty, Damson Rhee, Coll Ohmsford i Walker Boh.W ciemnościach za nimi lśniły czujne oczy Pogłoski.Noc była czarna i cicha, niebo przesłaniał całun chmur, a w powietrzu unosił się świeży zapach drzew niesiony północnym wiatrem.Minęło pięć dni, od kiedy Walker Boh znalazł Morgana i ocalił go przed zaciskającymi krąg cieniowcami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]