[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A była ona wyjątkowo mroźna i biała.Nie było dnia, by z nieba nie spadł biały puch.Zasypało wszystko.Nigdzie nawet piędź ziemi się nie uchroniła.Teraz śnieg topniał, a z nieba lało się strumieniami.Nina miała wrażenie, że wszędzie jest jedynie błoto.Na polach i łąkach potworzyły się rozległe bagniska.Na szczęście nie trwało to długo i już wkrótce deszcze przestały padać, ziemia obeschła, rzeki płynęły swoimi korytami i wszystko wróciło do normy.Tylko gdzieniegdzie było jeszcze mokro.Woda tu i ówdzie tworzyła rozległekałuże.Nie przeszkodziło to jednak turystom, którzy pakowali ekwipunek do plecaków,ruszając w drogę, by oddać hołd górom.Dzień był pogodny, tylko na horyzoncie zalegała jeszcze poranna mgła.Słońce przygrzewało, podkreślając piękno krajobrazu.Nina wracała z miasteczka, walcząc z zacinającą się nieco skrzyniąbiegów starego jeepa.Kupili go rok temu i chyba zaczynał się psuć.Nie wpłynęło to jednak na jej dobry nastrój, bo nuciła jakąś melodię, wymyśloną na poczekaniu.Na tylnym siedzeniu i w bagażniku miała pełno zakupów, ale co jakiś czas zerkała na małą paczuszkę leżącą obok niej, jakby upewniając się, że jest tam nadal.W końcu zajechała przed dom, tonący w sadzonych przez nią przez ostatnie pięć lat kwiatach.Dwa dni temu były jej trzydzieste piąte urodziny i nadal w oknach widniały balony pourządzonym na jej cześć przyjęciu.Wysiadała z samochodu, gdy drzwi od budynkugwałtownie się otworzyły i wypadli z nich mężczyźni jej życia.Dwóch umorusanych kremem czekoladowym urwipołciów i zupełnie nieradzący sobie z nimi rosły facet, który coś za nimi pokrzykiwał.- Nina! Przywiozłaś nam transformersów?- A nowego Spider-mana?Malcy przekrzykiwali się nawzajem, aż mknęła:- Spokój, chłopaki!Zapadła cisza, a oni podskakiwali na zwinnych nóżkach, dopominając się odpowiedzi.Wiktor błagalnie wzniósł ręce do góry.- Nawet nie wiem, kiedy znaleźli tę cholerną nutellę.- Powiedział cholerną! - Młodszy chłopak aż zatkał ręką usta, gdy spojrzała na niegopiorunująco.- Nic nie dostaniecie, dopóki nie zobaczę czystych rąk i buź, a na stole nie pojawi się słoik, który zwinęliście z szafki.Wystrzelili jak z procy, dudniąc po drewnianych schodach prowadzących do domu, a dorośli zaczęli wypakowywać zakupy z samochodu.- Kurczę, chyba sobie z nimi nie radzę, Ninka.- Wiktor był zawstydzony.- Daj sobie szansę, to dopiero pół roku.Badają teren, nie pamiętasz?- Taaa.- westchnął.Poklepała go po pomarszczonym od blizn policzku i poczęstowała buziakiem.- Nie daj się, wielkoludzie, to tylko dwaj mali chłopcy.Co to dla ciebie?Pokiwał głową z rozbawieniem i weszli do środka.Spróbowała ogarnąć rozgardiasz panujący w domu, ale szybko się poddała, bo było towłaściwie niemożliwe.Łukasza i Patryka zaadoptowali sześć miesięcy temu.Jeden miał sześć, drugi dziewięć lat.Tylko Patryk pamiętał rodziców.Łukasz trafił z bratem do domu dziecka, gdy miał raptem dwa latka.Nie kazali im mówić do siebie tato i mamo.Chłopcy sami mieli tego chcieć.Dlatego nadal byli Niną i Wiktorem.Gdy powiedzieli w ośrodku adopcyjnym, że chcą, by pojawiło się w ich domu rodzeństwo, proces nabrał niesamowitego tempa.Brakowało chętnych na więcej niż jedno dziecko, wdodatku bez ograniczeń wiekowych.I teraz ci chłopcy wprowadzili do domu tajfun, ożywczy, ale i wywracający wszystko do góry nogami.Spojrzała na wchodzącego z kolejną porcjątoreb z zakupami męża.- Chłopaki!!! - zaryczał.- W tej chwili do mnie! Brać torby, ale już! Pomóżcie trochę, leniuchy!Jak na komendę obie głowy o włosach koloru toffi pojawiły się na schodach.Tupot tych stóp był dla niej muzyką.Godzinę zajęło im ogarnięcie wszystkiego, aż w końcu dwa urwipołcie zniknęły w stajniach, biegnąc do Piotra, by pochwalić się nowymi zabawkami.- Chcą psa - powiedział Wiktor.- Mam cię namówić, żebyś się zgodziła.Usiedli na tarasie, opadając na miękkie poduchy ułożone w krzesłach z wikliny.- Mhm - wymruczała, myśląc jednocześnie, że najwyraźniej on radzi sobie z chłopcami lepiej, niż sądzi, skoro to do niego przyszli z petycją.- A coś więcej? - dopominał się.-W sumie, skoro bardzo chcą.Może być i pies.Spojrzała na niebieskie niebo.- To kiedy byś chciała im zrobić ten prezent? -dopytywał się, nieco zniecierpliwiony, bo nie znał przyczyny jej dziwnego nastroju.- Trzeba się zastanowić, jaki to ma być pies i skąd, potem zobaczymy, kiedy można będzie go wziąć.Ale skoro o prezentach mowa.- Podniosła się i weszła do domu.Wróciła po chwili, niosąc w dłoni opakowane w kolorowy papier pudełko.- To dla ciebie, kochanie.Miała taką minę, że zaczął gorączkowo zastanawiać się, czy o czymś nie zapomniał.Ale nie.Zdecydowanie dzisiejsza data nie kojarzyła mu się z niczym szczególnym.- Przecież to ty miałaś dopiero urodziny - zdziwił się.- Mhm.Odpakował prezent powoli, nie spuszczając z niej badawczego wzroku.Gdy spojrzał dootwartego pakunku, nie zrozumiał od razu.Nina miała wrażenie, że zrobiło się naprawdę cicho.I tak było, bo oboje wstrzymali oddech.Odchrząknął w końcu i powiedział:- Przy tych dwóch urwisach mam naprawdę szczerą nadzieję, że to będzie dziewczynka.Zaczęła się śmiać, a on wyjął z pudełka mały smoczek dla niemowlaka.- Nie jestem za stary na młodego ojca? - zapytał niby zmartwiony, ale klatkę piersiową rozsadzała mu radość.Śmiała się, siadając mu na kolanach, obejmując mocno ramionami i opierając policzek na czubku jego głowy.Nie było im wcale łatwo.Codziennie cieszyli się, jeśli wszystko układało się w ich życiu spokojnie.Ale wreszcie znaleźli sens.Oboje.Siedem i pół miesiąca później na świat przyszła ich córka.Nina uparła się, by dać jej na imię Wiktoria
[ Pobierz całość w formacie PDF ]