[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przede wszystkim niech pan zdejmie czapkę.Dlaczego nachodzi pan tę damę w domu z takimi żądaniami?Mężczyzna zdjął nakrycie głowy i wyprężył się, jakby usłyszał czyjś rozkaz.- Proszę mi wybaczyć, jestem agentem z Bow Street.Był pan może w wojsku, sir?- Byłem i nie zniosę takiego zachowania, obojętne, czy jest pan agentem, czy nie - odparł Whitby, nie porzucając ostrego tonu.- Robię tylko, co mi polecono - burknął ponownie przybysz i postawił stopę na skraju perskiego dywanu.- Ależ.- zaczęła znów protestować Gemma - mój mąż.- Mam zaprowadzić tę panią do sędziego śledczego! - powtórzył agent.Chyba nic innego nie potrafi powiedzieć, przemknęło przez myśl Clarissie, ale tego jednego zdania wyuczył się aż za dobrze.- Powinienem to zrobić przed godziną trzecią!- Będę towarzyszył pannie Fallon - ofiarował się hrabia.- Nie powinniście się panie niepokoić.- Chociaż zwracał się do obydwu, spojrzał przy tym na Clarissę.- Wyjaśnimy, o co tu chodzi.Dziewczyna zdołała tylko skinąć głową, bo głos odmówił jej posłuszeństwa.Gemma, zagniewana, posłała lokaja po kapelusze i rękawiczki.Powóz Whitby’ego czekał przed domem.Hrabia kazał agentowi siąść na koźle koło woźnicy.Sam usiadł obok nich.- Nie rozumiem, co się stało - jęknęła Gemma.- Matthew udał się przecież do sędziego, kiedy wrócił z Bond Street.Czyżby agent się pomylił?- Zobaczymy.Na razie proszę się nie martwić na zapas.Clarissa, całkiem oszołomiona, zdołała tylko szepnąć bratowej:- Może Craigmore wniosła przeciw mnie skargę o awanturę na ulicy?- Jakżeby śmiała? - zaperzyła się Gemma.Clarissa zamilkła.Wkrótce dowiedzą się wszystkiego, ale trudno jej będzie opowiadać w sądzie o sierocińcu.No i co sobie pomyśli Whitby?Woźnica, tak jak zażądał agent, zajechał na Queen Square, gdzie urzędował sędzia.Clarissa, trzymając mocno Gemmę za rękę, weszła do gmachu.Znalazła się w dużym pomieszczeniu, pełnym ludzi.Dwóch młodych mężczyzn w wygniecionych ubraniach sprzeczało się z jakimś urzędnikiem.Jeden z elegantów miał podbite oko, drugi zasłaniał nos pokrwawioną chustką.Obaj byli lekko pijani, kłócili się z urzędnikiem i między sobą jednocześnie.- To jego wina! Gdyby mnie nie uderzył, kiedy patrzyłem gdzie indziej.- Dżentelmen tak nie robi!- Zostałem obrażony! Żądam satysfakcji! Wyzwę pana na pojedynek!- Ależ, moi panowie - jęczał urzędnik - proszę pamiętać, że pojedynki są zabronione prawem! A w takim razie.W innym miejscu dwaj nędznie odziani, zarośnięci prostacy spoglądali wilkiem na wszystkich wokół.Clarissa zadrżała i odwróciła wzrok.Jedyna obecna w sądzie kobieta - ubrana w jaskrawą, wydekoltowaną suknię - też wyglądała na pijaną.Obrzucała strażnika wyzwiskami, które wywołałyby rumieniec na twarzy dobrze ułożonej panienki.Na Clarissie nie zrobiły wrażenia, zbyt często je wcześniej słyszała.Gemma jednak wzdrygnęła się i kurczowo do niej przywarła.Clarissa dostrzegła kratę, która oddzielała tłum zatrzymanych od wielkiego biurka.Siedział za nim znużony starszy mężczyzna, ubrany jak dżentelmen, o poważnej twarzy.Gdy usłyszał od agenta, kim jest Clarissa, przyjrzał jej się uważnie.Znowu zadrżała.Sędzia spojrzał na nią niczym na jałówkę prowadzoną do rzeźnika.Oblał ją zimny pot.Czuła coraz większe przerażenie.- To jest kobieta, którą miałem do pana doprowadzić - zameldował agent - panna Fallon.- To jest dama - poprawił go hrabia.- Żądam wyjaśnień! Jak można było nachodzić w ten sposób dom szacownych ludzi?- Brat panny Fallon będzie oburzony - dodała Gemma - że skazał pan jego siostrę, godną szacunku damę, na przebywanie w takim towarzystwie! - Rozejrzała się wokół.Sędzia nie przejął się ani trochę jej protestami.- To prawda, że nie jest to niewiasta.ehm.dama.z jakimi miewamy tutaj do czynienia, ale zwrócono na nią naszą uwagę.Sklep na Bond Street miał jej adres, a sprzedawczyni przyznała, że osoba ta kupiła u niej kilka rzeczy.- Zajrzał do notatek.- Nazwała ją panną Fallon.Clarissa przytaknęła ruchem głowy, bo znów odebrało jej mowę.- Poznaje pani to? - Sędzia uniósł w palcach skraj zabłoconego, zielonego jedwabiu.- Och, mój szal!- A więc jest on pani własnością?- Dzisiaj go kupiłam, ale potem.gdzieś mi zginął.Jak on tutaj trafił? Czy ktoś go ukradł?Sędzia chrząknął.- Tak pani uważa?- Ja.ja tylko przypuszczam.- Clarissa czuła, że jej głos zabrzmiał niepewnie.- Chyba pana dobrze nie rozumiem.- I ja też! - podchwycił gniewnie Whitby.- Dlaczego pan wypytuje tę damę o błahe szczegóły?- Nie są one tak błahe, jak pan sądzi, sir.A skąd pan się tu wziął?- Hrabia Whitby, przyjaciel domu przedstawił się Dominie.- Brat tej damy był nieobecny, a ja nie mogłem pozwolić, by dwie dobrze wychowane kobiety przybyły tutaj bez asysty.- Rozumiem.Panno Fallon, kilku właścicieli sklepów wspomniało, że pokłóciła się pani na ulicy z pewną kobietą.A zatem wiedzą o Craigmore! Co ona im nakłamała? Clarissę zaczęło dławić w gardle.- To prawda.- Kto to był?- Znałam ją parę lat temu.- Musimy dowiedzieć się czegoś więcej.- Sędzia zmrużył oczy.Clarissa przygryzła wargę.Jeśli teraz, w obecności przestępczej hałastry, będzie musiała opowiadać o sierocińcu, towarzystwo zacznie o niej plotkować i skandal gotowy.Dlaczego ta nędznica narobiła tyle hałasu o zwykłą sprzeczkę?- Nęka pan tę damę z powodu takiej błahostki? - wtrącił się ponownie hrabia, mówiąc tonem równie surowym jak sędzia.Obydwaj zmierzyli się wzrokiem.Przez chwilę Clarissa nie była pewna, który z nich weźmie górę.Wreszcie sędzia zmarszczył czoło.- No, dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]