[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jakoś nie.Sama nie wiemczemu.— Ale traktuje cię dobrze?Potwierdzam skinieniem.— Pozwala mi korzystać z kaplicy, kiedy tylko chcę, a także niema nic przeciwko temu, bym czytała.Obdarza mnie szczodrze gotówką wpływającą z moich ziem.Do tego kupuje mi księgi i pomaga z łaciną.— To dopiero coś — zauważa cierpko.— Cóż, dla mnie tak — rzekę obronnie.— A jakie stanowisko zajmie wobec króla Edwarda? — pyta.— Czy grozi ci coś z tej strony?— Nie wydaje mi się.Wprawdzie bronił króla Henryka podTowton.— Twój mąż ruszył na wojnę?Omal nie wybucham śmiechem.— Owszem, i chyba tego pożałował.Wszelako uzyskał przebaczenie, które powinno się rozciągać także na mnie.Teraz zabierzemy mego syna do domu i będziemy żyć po cichu, nie wychylając się.A kiedy prawowity król wróci na tron, my nadal będziemy na jegorozkazy.Wątpię, żeby York przejmował się nami.Przecież ma poważniejszych wrogów? Sir Henryk nigdy nie wdawał się w sprawy wielkiego świata, preferując zacisze domowe.Tak mało się liczy, żenikt nie będzie zawracał sobie nami głowy.Jasper się szczerzy — oto młody mężczyzna, który urodził się, byodegrać swoją rolę w wielkim świecie, i z całą pewnością nie stawiawyżej domowego ciepła.— Być może.W każdym razie cieszę się, że będzie się opiekował tobą i chłopcem pod moją nieobecność.Nie umiejąc się powstrzymać, znów się doń zbliżam i położywszydłonie na jego piersi, zaglądam mu w oczy.Czuję, jak obejmujemnie ramieniem i przyciąga do siebie.— Jak długo cię nie będzie?152— Wrócę, jak tylko uda mi się zebrać wystarczające siły, byodbić Walię dla króla — obiecuje.— To moja ziemia, moja sprawa.Zginął za nią mój ojciec i brat.nie pozwolę, by ich śmierć poszła namarne.Kiwam głową gorliwie.Mnie samą ogarnia żar bijący od ciałaJaspera.— Nie wierz, kiedy będą ci mówić, że York jest prawowitymwładcą — podnieconym szeptem przestrzega mnie mój dziewierz.— Skłaniaj przed nim głowę i uśmiechaj się doń miło, ale cały czas miej w pamięci, że to Lancasterowie są następcami tronu.Póki Henryk Szósty żyje, poty mamy swego króla.Póki żyje jegosyn Edward, poty mamy swego księcia Walii.Póki żyje twój syn,poty mamy zapewnioną sukcesję.Bądź wierna Domowi Lancasterów.— Jestem — odszeptuję.— Zawsze będę.Nikt nigdy nie będziesię liczył dla mnie bardziej niż.Grzechoczący dźwięk poniżej zaskakuje nas oboje, a mnie przypomina, że powinnam być z wszystkimi na wieczerzy.— Zjesz z nami? — proponuję.Jasper kręci głową.— Wolę pozostać w ukryciu.Z chwilą gdy Herbert się dowie, żetu jestem, otoczy zamek, ja zaś za wszelką cenę chcę ochronić ciebiei chłopca przed zagrożeniem.Zjem coś tu, na górze, a potem spotkam się z tobą i twoim mężem w świetlicy.Rankiem już mnie nie będzie na zamku.Bezwiednie chwytam go za poły dubletu.— Tak szybko? Chyba nie opuścisz nas tak szybko? Ledwieśmysię spotkali.Henryk nawet cię nie widział.— Pora mi ruszać w drogę, co do was zaś, im dłużej tu przebywam, tym większe niebezpieczeństwo wam grozi.Ja także wystawiam się na ryzyko pojmania.Skoro przyjechałaś zaopiekować się chłopcem, mogę zostawić go z czystym sumieniem.— I mnie też?Obdarza mnie swym krzywym uśmiechem.— Och, Małgorzato.Odkąd cię znam, jesteś żoną innego mężczyzny.Mnie przypadła rola platonicznie w tobie zakochanego ry-153cerza.Trubadura wychwalającego niewiastę będącą całkowicie pozajego zasięgiem.Nie proszę o nic więcej ponad to, abyś miała dlamnie uśmiech i dobre słowo w modlitwie.Kocham cię, tyle że nadystans.— Ale teraz ten dystans jeszcze się zwiększy! — oburzam siędziecinnie.Bez słowa przykłada palec do mego policzka i ściera zeńsamotną łzę.— Jak mam dalej żyć bez ciebie?— Nie uczyniłbym nic, co wystawiłoby twój honor na szwank— powiada łagodnie Jasper.— Naprawdę, Małgorzato, nigdy bymsię nie zdobył na coś podobnego.Jesteś wdową po moim bracie,twój syn zaś to dziedzic dwóch wspaniałych rodów.Moim obowiązkiem jest kochać was i służyć obojgu, a obecnie swoje zadanie mogę wypełnić tylko w jeden sposób: wyjeżdżając i zbierając armię, dziękiktórej odbiję ziemie twego syna i pokonam tych, którzy chcą muodebrać prawo do tronu.Dźwięk trąbki ogłaszającej, że wieczerzę czas zacząć, rozlega sięechem w wysokiej kamiennej klatce schodowej, powodując, że podskakuję z przestrachu.— Idź już — ponagla mnie Jasper.— Zobaczymy się później wetrójkę w świetlicy.Możesz mu powiedzieć, że tu jestem.Popycha mnie lekko, toteż szybciej, niżbym chciała, znajduję sięo parę stopni niżej.Kiedy się oglądam, Jaspera już nie ma u szczytuschodów, a drzwi komnaty dziecięcej właśnie się zamykają.Docierado mnie, że Jasper ufa opiekunce mojego syna do tego stopnia, iżjest gotów zawierzyć jej swoje życie, i że będą razem czuwali nadspokojnym snem małego Henryka.Zgodnie z obietnicą Jasper spotyka się z nami w świetlicy zamkowej.— Wyruszę z samego rana — oświadcza na wstępie.— Znamludzi, którzy przemycą mnie do Tenby, gdzie już czeka statek.Wilhelm Herbert przeczesuje północ Walii, nie zdąży mi więc przeszkodzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]