[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tyle smaków naraz.MoŜe wrócimy do tematu jutro?Mauro nie był zachwycony tym pomysłem.- Nie pójdziesz sobie chyba i nie zostawisz mnie tu jak idioty? -zaprotestował.Dlaczego wszystko zawsze musi się tak komplikować,pomyślała Clodia.- Za to będę o tobie śniła całą noc.- Moglibyśmy śnić razem.Zaczynała przypuszczać, Ŝe ma do czynienia ze zbyt łatwą zdobyczą.Przywykłado twardzieli, a przynajmniej do takich, którzy zgrywali twardzieli.- Chrapiesz?Mauro poskrobał się po głowie.- Chyba nie.- To sprawdź.Nagraj się.Jutro pogadamy.Ta zawoalowana obietnica zawsze wywierała piorunujący efekt Maurozostał więc, pogrąŜony w niespokojnych myślach o swoim ewentualnymchrapaniu i na wpół tylko zjedzonych lodach, które zaczynały mu sięrozpuszczać w ręku.Clodia zaś wyszła dystyngowanie za bramę, by tam ruszyć pędem przedsiebie, byle dalej od imprezowego zgiełku.Potem przystanęła, skoncentrowałasię i wreszcie usłyszała wiadomość.Tak wyraźnie, Ŝe dostała gęsiej skórki- Anaid jest w niebezpieczeństwie, mamo - oświadczyła bez wstępówValerii, która czytała w łóŜku.- Proszę?- Etna przemówiła.Nie słyszałaś? Valeria zawahała się.Clodia była zbytinteligentna, Ŝeby ją oszukiwać.NaleŜało jednak spróbować.- Słyszałam huk, ale się w niego nie wsłuchiwałam.Byłam zajęta.Clodia zaśmiała się.- Ja teŜ, wyobraź sobie.Och, gdybym ci powiedziała.- Nie, nie, lepiej nic mi nie mów.Wolę nie wiedzieći - przerwała jej zezgrozą Valeria, przekonana, Ŝe gdyby wiedziała wszystko o wybrykach Clodii,musiałaby ją karcić jak konwencjonalna matka, a ta rola zupełnie jej niepociągała.Ich relacja opierała się na dyskrecji.Odkąd Clodia przeszła inicjację i tymsamym przestało jej grozić największe niebezpieczeństwo ze strony Odish,Valeria zostawiała jej prawie pełną, choć nie całkiem pozbawioną kontroliswobodę.Clodia natychmiast wróciła do głównego wątku.- AŜ trudno uwierzyć, Ŝe nie słuchałaś.PrzecieŜ jako matrarchini KlanuDelfinicy masz obowiązek przekazywać wiadomości.- Valeria zamknęła ksiąŜkę.- No dobra.Wszystko słyszałam.Clodia wzięła się pod boki.- I.?- I nic.- Jak to nic? Etna ostrzega, Ŝe Anaid znalazła się w niebezpieczeństwie.Próbowałam się z nią skontaktować, ale nie odpowiada na mojetelepatyczne wezwania.Jej dom stoi pusty.- Etna sygnalizowała niebezpieczeństwo.O Anaid nie wspominała.- Nieprawda - upierała się Clodia.- Zinterpretowałam jej wiadomośćwedług twoich wskazówek.- Musiałaś się pomylić.Clodia zaczynała się irytować.Była pewna, Ŝe racja jest po jej stronie.Chcąc uniemoŜliwić matce powrót do lektury, krąŜyła nerwowo po pokoju.- Więc nie zamierzasz nic zrobić?- A co miałabym twoim zdaniem zrobić?- To chyba oczywiste.Skontaktować się z Klanem Wilczycy.Z Selene,Eleną, Karen, wszystko jedno.Zresztą ty znasz je lepiej.Ostatecznie to nie jaciągle przesiaduję na konwentach.Zniecierpliwiona Valeria wstała z łóŜka.Była bardzo wysportowana iopalona.W odróŜnieniu od Clodii, która lubiła taniec i dyskoteki, jej matkanajlepiej odpoczywała, uprawiając sport.Wypływała łodzią daleko w morze,Ŝeby pływać, nurkować i bawić się z ulubionymi delfinami.Przeciągnęła się i na bosaka skierowała do kuchni.Lubiła chodzić bosopo domu.- Sama tego chciałaś: idę po królika.- Teraz? - zdumiała się Clodia.- Jasne.Pozbądźmy się wątpliwości od razu.Tym bardziej Ŝe jutro ranolecę na Kretę.Przez Ateny.- Znowu konwent? - jęknęła Clodia.- Są kłopoty.Ty teŜ powinnaś być ostroŜniejsza.Clodia posłusznie poszła za matką.Dzięki składanej o północy rytualnejofierze obie potrafiły odgadywać przyszłość oraz rozpraszać swoje i cudzewahania.Valeria wróciła z królikiem i połoŜyła go na stole.Clodia wzięła nóŜ ijednym ruchem poderŜnęła mu gardło.Zebrały krew do srebrnego naczynia iprzez chwilę uwaŜnie ją obserwowały.- Niebezpieczeństwo jest oczywiste - stwierdziła Clodia.- Owszem, kochanie.Ale nadal nie wiadomo, kogo dotyczy- zauwaŜyła Valeria.- Czasy nadchodzą trudne, wiele Omar ma kłopoty.Przyjrzyjmy się jeszcze organom wewnętrznym.Gdy rozpostarły je na stole, Clodia poczuła przypływ wątpliwości.Nigdzie nie widziała Anaid: ani w wątrobie, ani w śledzionie, ani w płucach, aniw sercu.Wyrocznia milczała na temat wybranki.Przesłanie było niejasne,dziwne.Valeria posprzątała kuchnię, zmyła krew i schowała resztki królika dolodówki.- Masz obiad na kilka dni.W normalnych warunkach Clodia skakałaby z radości.Właśnie poderwałachłopaka, który podobał jej się od dawna.W dodatku matka wyjeŜdŜała,zostawiając jej do dyspozycji dom i królika, z którego moŜna było przyrządzićpyszną kolację dla dwojga.A jednak niepokój nie pozwalał jej się cieszyć anisnuć planów korzystania z chwilowej wolności.Dlatego Mauro wcale jej się nieprzyśnił, choć gdy obudziła się o świcie, czuła w spieczonych ustach smakwczorajszych lodów.PoŜegnawszy się z Valeria, poszła pod prysznic.WciąŜ odnosiławraŜenie, Ŝe coś jest nie w porządku.Anaid nadał nie odpowiadała natelepatyczne wezwania, w jej domu nikt nie odbierał telefonu, a Valeria niechciała nawet sprawdzić co się z nią dzieje.Co więcej, wyrocznia przyznawałajej rację.Chyba Ŝe matka specjalnie wybrała kotną samicę.Podejrzenie wykiełkowało błyskawicznie.Clodia wypadła z łazienki ipognała do kuchni, ochlapując wszystko po drodze wodą.Złapała nóŜ i uwaŜnieobejrzała królika.Miała rację.To była kotna samica.Matka ją oszukała, wróŜbasię nie liczyła.Komórka Valerii była wyłączona, jak zawsze podczas podróŜy.AleClodia i tak wolała wyjaśnić z matką wszystko Twarzą w twarz.Ubrała siępospiesznie i złapała taksówkę.Na lotnisko w Katanii dotarła niemalrównocześnie z Valeria, która nie zdąŜyła nawet jeszcze nadać bagaŜu.- Clodia! Co tu robisz?- Okłamałaś mnie.Walizka wysunęła się Valerii z rąk.- No dobrze.Okłamałam cię.- Czemu?Twarz Valerii nie wróŜyła niczego dobrego.- Bo Anaid nie jest w niebezpieczeństwie.To ona jestniebezpieczeństwem.- Nie rozumiem.- Przestała być Omar.- I kim się stała? Małpą?- Wypełniło się przekleństwo Odi.Clodia z niedowierzaniem pokręciłagłową.- NiemoŜliwe.- A jednak prawdziwe.Anaid to teraz nieśmiertelna Odish.Napiła siękrwi Omar, zdradziła swój klan i zdobyła berło władzy.Jest bardzoniebezpieczna.- Ale przecieŜ Etna.- Etna ostrzegała nas przed Anaid.Opacznie odczytałaś wiadomość,kochanie.- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wczoraj wieczorem?- Próbowałam ci oszczędzić zmartwienia.Clodia nie wierzyła własnymuszom.- Anaid to moja przyjaciółka, nie mogę jej opuścić.- Tamtej Anaid juŜ nie ma.Ta nowa wygląda tak samo, ale jest kimśinnym.Zapomnij o niej.- Nie mogę.Jest dla mnie jak siostra.- A dla mnie jak córka, ale zobowiązania wobec klanu.- Mam gdzieś zobowiązania wobec klanu!- Uspokój się.Zaraz się spóźnię na samolot.- W takim razie daj mi pieniądze na powrót - powiedziała ze smutkiemClodia.Valeria oczywiście nie miała gotówki, więc dała córce kartę kredytową.- Nie zgub jej i nie daj się okraść.No, buziak.I bez głupstw.Chwilę później Clodia stała na środku hali odlotów, z kartą kredytową i zwyrzutami sumienia.Dzięki przypadkowi i Valerii zyskała niespodziewaną szansę.Carpe diem.Pomysł był szalony jak ona sama, ale stosunkowo prosty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]