[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.*Jack wszedł do restauracji tylnym wejściem, otwierając drzwi kluczem, który dostał od Addie kilka tygodni temu.Wielki Boże, jak mógł być tak głupi i z własnej woli podejść do tych dziewcząt, zamiast odwrócić się na pięcie i uciekać, gdzie pieprz rośnie? Na swoje usprawiedliwienie miał tylko jedno: jeszcze nigdy dotąd, w całym swoim trzydziestojednoletnim życiu, nie czuł się równie okropnie jak tej nocy.Śmierdział alkoholem; waliło mu w głowie; zadrapanie na policzku pulsowało boleśnie.Oko, w które zainkasował cios, zapuchło tak bardzo, że już na nie prawie nie widział.Na domiar złego byłby gotów przysiąc, że na podniebieniu wyrosła mu szorstka szczecina.Gdy jeszcze do tego uświadomił sobie, że właśnie został bezdomny, nie marzył już o niczym innym, jak tylko żeby cofnąć czas o dwadzieścia cztery godziny i poważnie przemyśleć swoje życiowe wybory.Nie miał ochoty iść do mieszkania Roya - zdecydowanie wolał posiedzieć w części restauracyjnej.Posuwając się ostrożnie w ciemności, minął kuchnię, płytę do podgrzewania talerzy i kilka rzędów puszek z żywnością.A kiedy w końcu pchnął drzwi do sali, ujrzał Addie śpiącą na siedzeniu jednej z lóż.Uklęknął przy niej z rewerencją.Rzęsy rzucały pajęcze cienie na jej policzki, a kąciki ust lekko opadły w grymasie skupienia.Była bardzo piękna, chociaż gdyby jej to powiedział, nigdy by nie uwierzyła.Dotknął jej delikatnie i wówczas ocknęła się gwałtownie, uderzając głową o laminowany stół.- Boże, Addie, tak mi przykro.Wybacz mi, proszę.Tępy ból w miejscu uderzenia zaczął ustępować i wtedy w pełni dotarło do Addie, że naprawdę klęczy przed nią Jack.- Nie - powiedziała głosem zachrypniętym od snu.- To ja cię przepraszam.- Ucałowała swoje palce, a potem dotknęła nimi fioletowej opuchlizny jego oka.- Miałeś rację, Jack.Nie zastąpisz mi córki.- Nie zastąpię.- Ale zawsze będziesz mi ją przypominał.- Ja.naprawdę?- Tak.- Addie obdarzyła go uśmiechem.- Łączy cię z nią coś szczególnego.Oboje was bardzo kocham.Miał wrażenie, że rozpadają się krępujące go więzy, a jednocześnie coś ścisnęło go za gardło.Niespodziewanie ten sam Jack, który wiedział, kiedy stworzono pierwszą mapę pogodową i dlaczego sardynki nazywane są sardynkami, i jakie jedyne państwo na świecie ma nazwę rozpoczynającą się od litery Q - ten właśnie facet kompletnie nie miał pojęcia, co w tej sytuacji powiedzieć.Przyciągnął Addie do siebie i zaczął całować, chcąc w ten sposób wyrazić to, czego nie umiał wyrazić słowami: że ją kocha, że nadała sens jego życiu, że kiedy była obok, na powrót stawał się człowiekiem sprzed katastrofy w Loyal.Oparła twarz o jego policzek.- Myślę, że zasłużyliśmy sobie na baśniowe zakończenie: „I żyli długo i szczęśliwie” - powiedziała.- Nikt od nas bardziej na nie sobie nie zasłużył.Addie zmarszczyła nos.- I myślę też, że jak najszybciej powinieneś wejść pod prysznic.Oprócz oparów whisky wyczuwam zapach zbutwiałych liści.Czyżbyś się w nich wytarzał?- To była.wyjątkowo paskudna noc.- Zgadzam się w całej rozciągłości.Więc chyba najwyższy czas, żebyśmy poszli do domu.- Do domu.- Jack smakował to słowo na języku.- Bardzo mi się podoba twój pomysł.*Meg powoli, na palcach, przemknęła obok pokoju rodziców.Zatrzymała się z duszą na ramieniu, gdy mama przewracała się we śnie na drugi bok, ale po chwili znów ruszyła z miejsca.Zbiegła po schodach bezszelestnie jak szept wiatru.a potem wymknęła się przez kuchenne drzwi, bo mało prawdopodobne było, żeby rodzice usłyszeli trzask tego zamka.Potruchtała do zagajnika przy cmentarzu.Po piętnastu minutach dotarła na miejsce, spocona i zziajana.Pod pachą ściskała worek baletowy, którego nie używała od czasu, gdy skończyła sześć lat.Jak się jest córką detektywa, podstawy procedur policyjnych wchłania się niejako przez osmozę.Meg wiedziała doskonale, że za kilka godzin w zagajniku się zaroi od funkcjonariuszy szukających wszelkich śladów i dowodów, które mogłyby potwierdzić oskarżenia Gillian.Gdyby przyszli tu w tej chwili, na co by się od razu natknęli? Na zagaszone ognisko i drzewo, obwieszone wstążkami i saszetkami z ziołami - jednym słowem na pozostałości po sabacie.A do tego w żadnym razie nie można dopuścić.Jednym z powodów, dla których Meg została czarownicą, były sekretne obrzędy i związana z nimi aura tajemniczości, a także świadomość, że jest kimś innym, niż się mogło ludziom wydawać na pierwszy rzut oka.Ale aż przechodził ją zimny dreszcz na myśl o tym, co by się stało, gdyby o wszystkim się dowiedzieli rodzice - nie wspominając już o ludziach ze szkoły.Życie nie rozpieszczało człowieka, gdy się ważyło dobre piętnaście kilogramów więcej od przeciętnej siedemnastolatki; toteż Meg nawet nie chciała sobie wyobrażać, jakie kpiny posypałyby się w jej stronę, gdyby na jaw wyszło jeszcze uprawianie czarów.W głowie ciągle jej szumiało po nocnych obrzędach; każdy krok wywoływał w czaszce przeszywający ból.Tylko dzięki dereniowi zdołała odnaleźć miejsce wczorajszego spotkania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]