[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała pod nogami czarną dziurę.Była pewna, że zrobi krok i poleci na łeb, na szyję.Dopadły ją wspomnienia.Śmiertelnego upadku w Petersburgu.I śmiechu w Teatrze Wielkim, gdy dwa razy wygłupiła się przed ekipą techniczną.Stała i nie mogła wykonać ruchu.Jej bezradność przerwał Wokulski.- Kochanie - szepnął nagląco.Obejrzała się.Pokazał jej rewolwer.Archaniele - westchnęła.- Nie nadaję się.Zawróciła i wzięła od ojca broń.Bez tego cały plan spaliłby na panewce.Wokulski zauważył, że coś jest nie tak.Wyjął zza pazuchy łapacz snów.Zawiesił jej na szyi.- Oddychaj głęboko - mrugnął.Rozciągnęła usta w uśmiechu.Odwróciła się i poszła w noc.Pierwszy krok był jak brodzenie w bagnie.Powolny i ciężki.Cienka linka wpijała się w podbicie stopy.Ale następny zyskał na lekkości.Każdy kolejny przychodził jej coraz łatwiej.Modliła się do wszystkich archaniołów Tronu i kroczyła pewnie.Jak po Marszałkowskiej.Uniosła głowę.Na niebie gwiazdyjak oczy aniołów.Wpatrzone w kruchą laleczkę sunącąpo linie.Natalii zabiło serce.One mnie widzą - pomyślała rozpromieniona.Wtedy noga jej się omsknęła.Poleciała w dół.Wokulski, gdy to ujrzał, umarł na sekundę.Anioł Stróż Natalii dmuchnął poprzez niezmierzoną pustkę.Jego dech przesunął linę o cal.Dziewczyna, spadając, zdążyła złapać się sznurka.Wisiała teraz na rękach, huśtając się jak dziecko w ogródku jordanowskim.Piekły ją ramionawyszarpnięte z barków.Gryzła wargi, żeby nie jęczeć.Ale była szczęśliwa.Widziała, co zrobił jej Anioł Stróż.Machała nogami.Za trzecim zamachem oplotła łydkami linę.I jak pająk po sieci, sunęła w kierunku tarasu.Przed nią było najtrudniejsze.Sypialnia cara.Okno do niej było o wiele stóp poniżej.Natalia najpierw założyła buty Za taką sztuczkę Rublow powinien wypłacić jej premię.Później zawisła tylko na jednym kolanie i łokciu.Wolną dłonią wyjęła z kieszeni kawał sznura.Przywiązała go do liny.Wokulski na klonie był kłębkiem nerwów.Co za głupiec ze mnie - rugał się w myślach.- Jak mogłem pozwolić dziecku iść w paszczę lwa?Lecz było już za późno.Cyrkówka opuściła się na sznurze na wysokość okna sypialni cara.Rozhuśtała się, jak serce zegara ściennego.A gdy nabrała prędkości i mocy.skoczyła.Wielki Duchu - szepnął Wokulski.- Chroń moje dziecko.Natalia leciała z okrzykiem wojennym dziewic z petersburskiego instytutu.Wielkie okno klasycystycznego pałacu wybiegło jej naprzeciw.A gdy się zderzyli, weszła bez pukania.Jak kometa do sypialni cara Aleksandra III.A przynajmniej tak jej się zdawało.mimoza.Wokulski ucałował pazur prawego kciuka.Zsunął się z drzewa.I pobiegł w kierunku stajni po drugiej stronie alei Belwederskiej.Musiał pomóc Suzinowi zdobyć karetę.Teraz całe powodzenie akcji spoczęło w kruchych dłoniach Natalii.XXXIIAleksander III przewracał się z boku na bok w belwederskim apartamencie.Szczupaki nadziewane grasicą cielęcą naszpikowaną boczkiem, gołąbkami i grzebieniami koguta ciążyły mu na żołądku.Nie mógł zasnąć.Kręcił się na polowym łóżku, w którym spał Wielki Książę Konstanty w noc, kiedy zamachowcy przyszli rozpłatać mu brzuch.On podobnie jak niedoszła ofiara listopadowych podchorążych nosił się po wojskowemu.I sypiał jak Spartanin.Dziwni ci Polacy - myślał car o podbitym kraju.- Mogliby być tacy szczęśliwi, a im zawsze pod górę, wiatr w oczy, wyrzutki boże.Nie mógł zrozumieć, jak ktoś - Polak, Gruzin czy Czeczen - mając do wyboru rozpłynięcie się w wiecznym żywiole rosyjskiego narodu, wybiera bezludną wyspę własnego plemienia.Wolność - syknął, przewalając się na plecy.- Diabelski wynalazek Europy.Siadł na łóżku i podkręcił knot lampy naftowej.Sięgnął po zielony zeszyt leżący na mahoniowym stoliku w pobliżu wezgłowia.Prezent od brata.Buturlin był zadowolony jak kura, co zniosła jajko - przypomniał sobie.- „Rakiety - wołał - zmienią świat.Rzucą go do stóp Waszej Cesarskiej Mości!".Kto wie, może ten mój durny brat ma rację? I może nawet go oszczędzę? I zostawię na stanowisku w Warszawie?Do drzwi ktoś zapukał nieśmiało.Car odłożył notatnik z zapiskami Kubalczycza.- Wejść! - rozkazał.W szparze między drzwiami a futryną ukazała się jasna twarz Mikołaja, pierworodnego.- Czy mogę? - głos miał drżący.Aleksander stłumił irytację [ Pobierz całość w formacie PDF ]