[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skóra Armanda w blasku ognia była złotobrunatna; wyglądała na przepojonąsłonecznym ciepłem i taka właśnie była w dotyku.Jacqueline powiodła palcami po szerokichbarkach i potężnej klatce piersiowej, aż do płaskiego brzucha.Poznawała dotykiem twardemuskuły, prężące się pod aksamitną skórą.Armand stał bez ruchu, pozwalając jej poznawać jegociało, które wcale nie okazało się straszne, tylko gładkie, potężne i podniecające.Jej dotyk stawałsię coraz śmielszy, pewniejszy.Ona także oczekiwała jakiejś zachęty z jego strony, ale Armandzwiesił sztywno ramiona i nie wyciągał ich do niej.W Jacqueline walczyły sprzeczne uczucia:chciała mu okazać, że to nie ona go pragnie, że została do tego zmuszona.a równocześniemarzyła o tym, by z całej siły ją objął.Nie wiedziała, co począć.Spojrzała na niego, wargi jejlekko drżały, w oczach malowała się rozterka.Armand zapatrzył się w cudowne głębie jej srebrzystych oczu.Widział jej niepewność.Pragnie czegoś więcej, ale nie chce zrobić pierwszego kroku.Zbliżył więc powoli, bardzo powoliusta do jej ust, starając się jej nie spłoszyć i nie stracić panowania nad sobą.Obawiał się, że wchwili, gdy zakosztuje słodyczy jej ust, przygarnie ją do siebie z całej siły I nagle Jacquelinesama zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągając jego głowę do siebie i tuląc smukłe ciało do jegonagiej piersi z taką żarliwością, że nie ulegało wątpliwości, iż czyni to z własnego popędu, a nie zprzymusu.Jęknęła cichutko, rozchylając wargi pod naporem jego ust.i Armand postradał doreszty rozum.Nie obchodziło go już nic prócz tego, że ona jest z nim i ofiarowuje mu siebie.Objął ją, przygarnął mocno i spadł ustami na jej usta.Wtargnął językiem do ich ciepłegownętrza, a Jacqueline cichutko westchnęła, bezwiednie prężąc się ku niemu.Jej język ocknął się itrochę jeszcze nieporadnie zaczął badać wnętrze jego ust.Zapach jej ciała odurzył go; była towoń cytrusów i róż, równie świeża i lekka jak aromat rozkwitających sadów.Dotknął rękąmiękkiej skóry, przesunął po atłasowym policzku, delikatnym łuku szczęki, rozkosznej muszelceucha.a potem zanurzył palce w jedwabistej gęstwie jasnych włosów, wytrząsając z nichwszystkie szpilki, które utrzymywały je w karności.Nie były długie, ale cudownie bujne i gęste.Przeczesywał je palcami z zachwytem, wspominając chwilę, gdy rozpuściła je w celi, on zaś ściąłje z prawdziwym bólem.Ryzykował życie, by ją ocalić, i zrobiłby to raz jeszcze, bez wahania, bonie mógł znieść myśli, że stałoby się jej coś złego.Była przecież jego! Gdyby nie on, już by nieżyła.Ta myśl obudziła w nim drapieżny instynkt posiadania.Wypuścił z ręki jej włosy i zacząłbadać pieszczotliwym dotykiem delikatne krągłości jej ciała.Jacqueline tuliła się do Armanda, dotykała go koniuszkiem języka, pocierała palcemszorstką powierzchnię szczęki, przesuwała ustami po jego ciele.Rozwiązała aksamitkę izanurzyła ręce w miedzianych lokach, które opadły mu swobodnie na ramiona; rozkoszowała siętym, że poznaje go w taki sam sposób, jak on ją.Armand jedną ręką pieścił jej pierś przezmateriał sukni, drugą objął jej biodra i przyciągnął do swego pobudzonego ciała.Jacqueline niebyła przestraszona; instynktownie zaczęła się ocierać o niego.W odpowiedzi na to zuchwalstwoArmand jęknął i zaatakował zapięcie jej sukni, radząc z nim sobie w sposób znamionujący dużąwprawę.Może to powinno było odstraszyć Jacqueline, ale ona pragnęła tylko być jak najbliżejniego, chciała, żeby ją pieścił, by nic ich nie dzieliło.I oto suknia zsunęła się jej z ramion,tasiemki halek zostały rozwiązane, a ona cofnąwszy się nieco, pozwoliła, by Armand zsunął je zniej przez biodra.Opadły z szelestem jedwabiu do jej stóp.Stała teraz przed nim w białej koszulce i pończochach.Jasna skóra w blasku ognianabrała brzoskwiniowego zabarwienia, złote loki spływały na ramiona.Zażenowana cienkościąbielizny chciała osłonić się ramionami, ale Armand chwycił ją za przeguby, nie dopuszczając dotego.- O Boże! - szepnął chrapliwie.- Jakaś ty piękna!Pochylił głowę i znów całował jej usta, pijąc z nich słodycz.Jacqueline drżała lekko,pomyślał więc, że zziębła.Wziął ją na ręce i przytulił do gorącej piersi.Pantofelki spadły napodłogę, gdy niósł ją do łóżka, nie odrywając się od jej ust.Jednym szybkim ruchem ściągnąłprzykrycie i położył Jacqueline na chłodnej pościeli, a sam, zrzuciwszy trzewiki, legł obok niej iokrył ich oboje.Osunął się na nią, ogrzewając ją ciepłem swego ciała, i zaczął znów całować, najpierwdelikatnie, potem z coraz większą namiętnością.Jego ręka wślizgnęła się pod koszulę Jacquelinei sunęła powoli ku górze, przez jedwabisty płaski brzuch, po kruchych łukach żeber, ażzatrzymała się na wypukłości piersi, chłodnej, pełnej i jędrnej.Pieścił delikatnie koniuszek piersi,aż się wyprężył, a wówczas, nie mogąc dłużej czekać, oderwał usta od jej ust i objął wargamirozkoszny pączek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]