[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic nie przemawiało przeciw temu, że mógł być dobrym i kochającym ojcem.Syn w każdym razie bliski był wybuchnięcia płaczem.-Halo, tu Anna Nyman.-Komisarz Beck.O jedno tylko chciałbym spytać-Tak?- Ile osób wiedziało, że mąż pani leży w szpitalu?-Nie tak wiele - powiedziała wolno.-Ale przecież od dość dawna był chory.-Tak, to prawda.Ale Stig nie chciał, żeby o tym wiedziano.Chociaż.-Tak?-Kilka osób wiedziało jednak.-Kto? Może pani wymienić?-Przede wszystkim rodzina.-Bliżej określając?-Ja i dzieci oczywiście.I Stig ma.miał dwóch młodszych braci, jeden mieszka wGbteborgu, drugi w Boden.Martin Beck kiwnął głową, na własny tylko użytek.Listy w pokoju chorego z pewnością napisane zostały przez braci Nymana.-Dalej.-Ja sama nie mam rodzeństwa.Rodzice nie żyją, nikt z moich najbliższych krewnych nie jest przy życiu.Prócz wuja, ale mieszka w Ameryce, nigdy go nie widziałam.-A przyjaciele?-Mamy nie tak wielu.To jest mieliśmy.Gunnar Blomberg, który był tu w nocy, z nim mamy kontakt, poza tym był przecież lekarzem Stiga.On oczywiście wiedział.-Rozumiem.-A także kapitan Palm i jego żona, to stary przyjaciel męża, jeszcze z wojska.Oni też bywali.-Kto więcej?-Właściwie nikt.Mieliśmy bardzo niewielu prawdziwych przyjaciół.Tylko tych, których wymieniłam-Urwała.Martin Beck czekał.-Stig mawiał zwykle.Nie dokończyła zdania.-Co mianowicie mawiał?-Że policja właściwie nie miewa przyjaciół.To była szczera prawda.Martin Beck sam też nie miał przyjaciół.Prócz Kollberga i własnej córki.I pewnej kobiety, która nazywała się Asa Torell.Ale ona też była policjantem.No i może Per Mansson, policjant z Malmo.-A więc te osoby wiedziały, że pani mąż został przyjęty do Sabbatsberg?-Nie, tego nie mogę powiedzieć.Jedynym, który dokładnie wiedział, gdzie leży Stig, był doktor Blomberg.To znaczy, jedynym z naszych przyjaciół.-A kto go zwykle odwiedzał?-Ja i Stefan.Codziennie.-Nikt inny?-Nie.-Doktor Blomberg także nie?-Nie.Stig nie chciał, żeby prócz mnie i syna ktoś tam przychodził.Właściwie nie chciał nawet, żeby Stefan przychodził.-Dlaczego?-Nie chciał, żeby go ktoś widział.Pan rozumie.Martin Beck czekał.-Tak -powiedziała wreszcie.-Stig był zawsze niebywale silnym i wytrenowanym mężczyzną.Ale ostatnio bardzo podupadł i widocznie wstydził się, nie chciał się nikomu pokazywać.-Hmm - mruknął Martin Beck-Choć Stefan wcale na to nie zwracał uwagi.On ubóstwiał ojca.Bardzo sobie byli bliscy.-A córka?-Na niej Stigowi nigdy w takim samym stopniu nie zależało.Czy pan ma dzieci?-Tak.-I chłopców i dziewczynki?-Tak.-Więc wie pan, jak to jest.Między ojcem i synem.Wcale nie wiedział.Martin Beck tak długo się nad tym zastanawiał, że kobieta zapytała:-Czy pan jest, panie komisarzu?-Oczywiście.Naturalnie.A jak było, jeśli chodzi o sąsiadów?-Sąsiadów?-Taik, czy wiedzieli, że mąż pani leży w szpitalu?-Naturalnie że nie.-A jak im pani wyjaśniła, że nie ma go w domu?-Wcale nie wyjaśniałam.Nie utrzymujemy stosunków-A syn? Opowiadał może o tym swoim kolegom?-Stefan? Nie, wykluczone.Wiedział, że ojciec sobie nie życzy.Nigdy by mu nie przyszło do głowy zrobić coś, czego Stig sobie nie życzył.Prócz tego, że chodził ze mną co wieczór do niego na wizytę.Ale w głębi duszy Stig tego sobie życzył.Martin Beck porobił zapiski na leżącym przed nim bloku i streszczając je, powiedział:-To znaczy, że tylko pani, Stefan, doktor Blomberg i obaj bracia komisarza Nymana wiedzieli dokładnie, na jakim oddziale i w którym pokoju leży pani małżonek.-Tak.-Teraz wiem prawie wszystko.Jeszcze jedno tylko.-Co takiego?-Az kim ze swych kolegów mąż pani najbardziej przestawał?-Nie rozumiem.Martin Beck położył pióro i dwoma palcami -wielkim i wskazującym -pomasował nasadę nosa.Czy niejasno sformułował pytanie?-Mam na myśli, co następuje: z kim z policji spotykali się państwo, mąż i pani?-Absolutnie z nikim.-Jak to?-O co chodzi?-Czy mąż pani nie utrzymywał bliższych stosunków z kilkoma kolegami? Nie spotykał się z nimi poza godzinami pracy?-Nie.W ciągu dwudziestu sześciu lat mego małżeństwa ze Stigiem nie zdarzyło się, że policjant przestąpił próg naszego domu.-Serio to pani mówi?-Tak.Jedynymi policjantami w naszym domu był pan, i ten, który panu towarzyszył dziś w nocy.Ale wtedy Stig już nie żył.-Przecież jeżeli już nie ktoś inny z podwładnych, to musiał przychodzić goniec, przynosić mu wiadomości albo je odbierać.-A to oczywiście tak.Ordynansi.-Przepraszam, kto?-Mój mąż tak ich określał.Tych, co tu przychodzili.Zdarzało się od czasu do czasu.Ale oni też nigdy progu nie przestąpili.Stig był bardzo skrupulatny, jeśli chodzi o ten szczegół.-Rzeczywiście?-Tak.Zawsze.Jeżeli jakiś szeregowy coś przynosił, czy miał zabrać, czy w innej sprawie przychodził, nigdy nie bywał wpuszczony.Jeżeli otwierałam ja albo któreś z dzieci, mówiliśmy temu komuś, żeby zaczekał, i zamykało się drzwi, póki Stig nie był gotów.-To był jego pomysł?-Tak.Wyraźnie zapowiedział, że tak być musi.Raz na zawsze.-Miał przecież kolegów, z którymi wiele lat współpracował.Czy w stosunku do nich to także obowiązywało?-Tak.-I żadnego z nich pani nie zna?-Nie.A w każdym razie nie więcej niż z nazwiska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]