[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przykro mi, ale dla mnie to nie jest przypadek.- A więc co? Facet zabija tych, którzy się kochają? To byłoby bez sensu.- Dlaczego nie? Jestem pewna, że gdyby Joshua był z nami, od razu by powiedział, że morderca jest dzieckiem rozwiedzionych rodziców albo że został odrzucony przez swoją wybrankę, trochę tak jak Ted Bundy.Annabel się ożywiła.Nareszcie jakiś trop!- Zaraz, zaraz, nie przesadzajmy! - zaczął ją uspokajać Salhindro.- Nie, naprawdę! Jest jedenaście par, tylko młode małżeństwa i małżonkowie z bardzo długim stażem.Jeden pomysł rodził drugi i Annabel kontynuowała:- To zgadza się z tym, co mówił wcześniej Joshua.Morderca nie porywa kobiet samotnych, co byłoby dla niego znacznie prostsze.Nie, on atakuje pary! Carol Peyton i Lindsey Morgan obie zostały porwane, podczas gdy ich mężowie spali! Wreszcie do czegoś dochodzimy, Larry!- Dobrze, dobrze; niech się pani uspokoi.Zostało nam jeszcze kilka rodzin.Musimy też wreszcie odkryć, w jaki sposób ten typ wpuszcza pająki do domów.Kiedy jechali do następnej pary z listy, usta Annabel właściwie się nie zamykały, tak dogłębnie rozważała na głos swoją hipotezę.Pracowali aż do chwili, kiedy nadeszła pora kolacji, trochę zdziwieni, że Brolin w ogóle do nich nie zadzwonił.Annabel wykręciła numer jego komórki i usłyszała automatyczną sekretarkę.Żeby uspokoić kobietę, Larry zaprosił ją na pizzę do najlepszej, jego zdaniem, pizzerii w Portland.Nazywała się „Escape from New York".Przysiągł, że w wyborze lokalu nazwa w ogóle nie miała znaczenia.Spędzili miły wieczór, dyskutując o minionym dniu.Ze wszystkich uzyskanych relacji wynikało, że morderca wysyłał do adresatów maleńkie pudełko wypełnione kawałkami białej pianki, między którymi najprawdopodobniej siedział szczególnie groźny pająk.Nie mieli jeszcze całkowitej pewności, że tak było w każdym wypadku, ale.Nadszedł czas, żeby ostrzec ludzi.Możliwe, że były osoby, które zauważywszy jakiegoś pająka, zgniotły go po prostu i nie zawiadomiły policji.Gorzej, że nowe paczki z żywymi pułapkami w środku mogły być w drodze do kolejnych adresatów.I, co Annabel bez przerwy powtarzała, wszystkie zaatakowane domy były zamieszkane albo przez niedawno poślubione pary, albo przez małżeństwa żyjące razem od bardzo dawna.Kiedy wybiła północ, Annabel naprawdę się zaniepokoiła.Po raz czwarty wykręciła numer Brolina.W słuchawce rozległ się jego nagrany głos:„Joshua Brolin; proszę zostawić wiadomość; dziękuję".30Portland jest bardziej znane z okresowych deszczów i gwałtownych burz rozdzierających niebo nad górą Hood niż z dusznych letnich upałów.Tymczasem w tę czerwcową niedzielę większość ulic była pusta.Słońce prażyło tak intensywnie, że zmieniło asfalt w plastelinę.Chwilami Brolinowi wydawało się, że jest jedynym człowiekiem, który uratował się z katastrofy nuklearnej.Na ulicach nie było widać nawet zwierząt - ani psa, ani kota, ani żadnego ptaka.Tylko on w blasku oślepiającego słońca, które kazało kurczyć się w daremnym poszukiwaniu chłodu, schodzić innym z oczu.Zaczął wędrówkę od księgarni „Powell's City of Books" przy Burnside Avenue.Była to ogromna księgarnia, ale i takwielka przestrzeń, którą zajmowała, z trudem mieściła wszyst-kie dostępne książki.Jak zachwalała reklama: „Ponad milion tytułów".Sprzedawca, do którego zwrócił się Brolin, bardzo szybko ustawił na ladzie stos opracowań na temat pająków.Znał Bro-lina, który dość często korzystał z wiedzy i pomocy wszystkich pracowników księgarni, zainteresowany za każdym razem zupełnie innym zagadnieniem.Niekiedy nawet żartowali sobie z niego z tego powodu, oczywiście nigdy w jego obecności.„Czasem, kiedy na ciebie spojrzy, czujesz, że zagląda ci na dno duszy." - rzekł kiedyś jeden ze sprzedawców do kolegów i wszyscy jednogłośnie przyklasnęli tej opinii.Brolin znalazł również dużo informacji na temat jedwabiu i hodowli jedwabników, ale nie było to nic szczególnie przydatnego w śledztwie, bo w ogóle nie dotyczyło pająków.Przy jedwabiu zawsze była mowa o jedwabnikach, nigdy o nici pajęczej.Około trzeciej po południu wyszedł z księgarni i kupił sobie sandwicza, którego zjadł z apetytem, trzymając jedną dłoń na rozpalonej kierownicy pędzącego samochodu.Nie wiedząc, co mu doradzić, sprzedawca zasugerował wizytę w bibliotece miejscowego uniwersytetu.Dzięki legitymacji prywatnego detektywa mógł wejść na teren uczelni bez kłopotu i przebywać tam aż do zamknięcia, czyli do godziny 22.00 w niedzielę w okresie letnim.Niczego więcej nie pragnął.Przeglądając bazę danych, najpierw zajrzał do katalogu alfabetycznego - figurowały tutaj także tytuły prac dyplomowych i artykułów naukowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]