[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko, na co mogę liczyć, to że splotę razem wystarczającą ich ilość, żeby móc wspiąć się po tej linie i zacząć wiązać resztę.–Uważasz jednak, że naprawdę postąpiłam słusznie, przywożąc cię tutaj? – spytała Amanda.–Tak – odparł.– Jest coś w tym miejscu, w tym czasie, co muszę poznać.To, czego potrzebuję, znajduje się w idei drugiej Gildii Orędowników i w Prawie Jatheda.Muszę je zrozumieć, zrozumieć dogłębnie.Wiesz jednak, że przypuszczalnie istnieją inne aspekty, których nie rozpoznaję teraz jako ważnych dla tego, nad czym pracuję, a które także są tutaj obecne i muszą zostać wzięte pod uwagę.Dawno temu żył pewien badacz, który powiedział, że jeśli jakieś źródło naukowe, lub związek, są naprawdę niezbędne, to same wyłonią się z kontinuum.Całe wieki temu, w czasach drukowanych pism, wydawcy byli świadomi faktu, że nagle wielu autorów, ludzi, którzy często się nawet nie znali, pisało równocześnie powieści na ten sam temat.A dalej, znane są powszechnie historyczne przekazy o ważnych innowacjach i pomysłach racjonalizatorskich, zgłaszanych niemal jednocześnie przez dwóch lub większą liczbę różnych wynalazców albo robotników – i spory o to, kto pierwszy z tym przyszedł.–Nie rozumiem, w jaki sposób podobna równoczesność wiąże się z twoim problemem – stwierdziła Amanda.–Och, wybacz – rzekł Mayne.– Jesteś jedyną osobą, która musi to ode mnie znosić; przywykłem do myślenia na głos w twojej obecności.Prowadzę do tego, że muszę dojść do przesłanki, że gdziekolwiek jestem, tam mogą istnieć historycznie ważne siły, które pracują nad sprawieniem, bym widział to, co widzę.Siły, które powinienem zauważyć w takich osobach, jak Stary Człowiek, Artur, a nawet Cee, ta mała dziewczynka.Amanda zmarszczyła twarz.–Jak o mnie idzie, to nie widzę żadnego związku między którymkolwiek z tych ludzi, a tym, czego szukasz – rzekła.– Ale rozmawiamy o twojej działce, a nie o mojej.W każdym razie…Stanęła, odwróciła się do niego i podniosła ramiona, żeby objąć go za szyję i pocałować.–Muszę ruszać – powiedziała.– Miasteczko, które chcę odwiedzić jako pierwsze, leży o dobre dwa dni drogi, a część dzisiejszego dnia już minęła.–Czy to taka wielka różnica? – zapytał Hal tęsknie.–I ze wszystkich ludzi ty to mówisz! – powiedziała Amanda, prowadząc go z powrotem tam, gdzie czekali na nich Amid i Simon.– Jakbyś się czuł, gdybyś przybył do miasta i przekonał się, że przychodząc zaledwie godzinę wcześniej, ocaliłbyś komuś życie?–Masz rację – rzekł Mayne.– Oczywiście.Ale to nie może zdarzać się często.Nieważne.Masz całkowitą rację.Choćby zdarzyło się tylko raz, to wystarczający powód, żeby nie marnować czasu.Uśmiechnął się do niej.–Ale istnieją granice ludzkiej pomocy – stwierdził.–Ty to mówisz?Objęli się ramionami i poszli dalej w pełnym ciepła milczeniu, które było tyleż głębokie, co i nacechowane zadumą; i nadal milcząc weszli do małego budynku, który był głównym biurem Mistrza Gildii.Rozdział 20Tygodniami, w trakcie których przebywał w Gildii Orędowników, Hal siadywał obok stawu, by wtedy, gdy nie chodził w kręgu, co w tamtym czasie stało się jego rytuałem, obserwować wschody słońca.Siedząc, zwalniał z uwięzi swój umysł, by myśli chodziły własnymi ścieżkami abstrakcji – drogami, które także tworzyły wewnętrzne pojęcia i obrazy.Jednak te ewokowane nad stawem różniły się zwykle charakterem o tych, które sam wywoływał, chodząc w kręgu.Pewnego poranka, gdy świat poza skalną półką był nadal spowity szarością przedświtu, Mayne siedział samotnie, a wtedy z mroku za jego plecami zmaterializowała się postać, która również usadowiła się obok stawu, niezbyt daleko od Hala i także zwróciła się twarzą do gór, za którymi miało wstać słońce.Był to Stary Człowiek.On i Mayne spojrzeli na siebie przyjaźnie, jednak Hal poczuł niejasny niepokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]