[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A teraz Ricks się do mnie uśmiechał.Więc tak, pewnie, mogłem mieć skute ręce i posiniaczone żebra, mogłem walczyć o oddech i o to, żeby utrzymać się w pionie, ale nie było mowy - nawet cienia szansy - żebym zniósł to choćby chwilę dłużej.Pochyliłem głowę, obnażyłem zęby i jak strzała pomknąłem przez scenę.Gdyby w tej chwili Ricks przesunął się na bok, głupio bym wyglądał.Ale tego nie zrobił, ja zaś się nie zatrzymałem, tylko całym sobą, z łoskotem uderzyłem go w czoło.Upadł i zacharczał, łapiąc powietrze.Przedmiot, który trzymał w dłoni, wyśliznął się i zatoczył łuk w powietrzu.Wylądował nieopodal czarnej aksamitnej kurtyny przy końcu sceny i zanim Ricks zdążył zareagować, skoczyłem i go pochwyciłem.Rozłożyłem palce.Pośrodku mojej dłoni leżała karta pamięci powleczona miękką gumą i zaokrąglona na obu końcach, tak że przypominała raczej czopek wyciskający łzy z oczu.Nie było na niej żadnych oznaczeń, jedynie kilka ziarenek piasku, ale miałem absolutną pewność, że oto w końcu trzymam w ręku kwity.Odwróciłem się, żeby zobaczyć strażników maszerujących ciężkim krokiem po scenie.Formowali półkole, zaciskając wokół mnie pętlę.Oczy im pociemniały, klatki piersiowe się unosiły - wyglądali jak gromada tandetnych zombie.- Ścigacie nie tego gościa, co trzeba - powiedziałem, wzdrygając się równocześnie.- To jego powinniście zakuć w kajdanki.Zerknęli na Ricksa niepewni, co mają robić.Ricks przyłożył dłonie do skroni i obrzucił mnie spojrzeniem, jakim bokser zwykle obdarza przeciwnika, zanim strąci mu głowę z karku.- Zabierzcie tego chłystka na zaplecze - warknął.- Dlaczego nie mielibyście zabrać obu?Strażnicy odwrócili się i, mrużąc oczy, spojrzeli w ciemność na dole.Patrzyli skonsternowani, póki z mroku nie wyłonili się bracia Fisher.- Właśnie - powiedział ten po lewej.- Obaj mają się z czego tłumaczyć.38Znalazłem się na zapleczu, w pokoju, który dzień wcześniej zajmował Jared Hall.Pomieszczenie wyglądało tak jak to, w którym przesłuchiwano mnie i Victorię - takie same szarobetonowe ściany, taki sam plastikowy stół przyśrubowany do połogi, takie same niewygodne plastikowe krzesła.Jedyną różnicę stanowił fakt, że tym razem znalazłem się po drugiej stronie weneckiego lustra.Przypuszczałem, że Ricks jest w sąsiednim pokoju.Może nawet spoglądał na mnie przez szybę.Podniosłem skute dłonie, żeby mu pomachać, a odpowiedziało mi tylko własne poturbowane odbicie w lustrze.Westchnąłem i zacząłem spacerować po pokoju.Śmierdziałem piwem, którym oblała mnie barmanka, i wciąż miałem tylko jeden but, więc utykałem.Wyciągając ręce nad głowę, żeby sprawdzić obolałe żebra, przejechałem paznokciami po styropianowych panelach na suficie.Trzeci raz okrążałem pokój, kiedy drzwi się otworzyły i do środka weszli bracia Fisher.Stanęli oparci plecami o ścianę, z rękami w kieszeniach spodni khaki.- Siadaj - powiedział jeden, kiwając przy tym rudą głową.Zanim zrobiłem, co mi kazał, przez chwilę uważnie mu się przyglądałem.- Ricks się przyznał?- Do czego?- Do zabicia Josha.Bliźniak wytrzymał moje spojrzenie.Nie odpowiedział od razu i ta zwłoka budziła moje złe przeczucia.Jego brat odchrząknął.- On uważa, że ty to zrobiłeś.- Naprawdę zdecydował się grać w tę grę?- Twierdzisz, że to nie ty?- Oczywiście, że nie ja.To nie ja zabiłem Josha.- A co z kwitami? Ricks mówi, że to ty schowałeś je w piasku.Rozłożyłem skute ręce na stole i westchnąłem przeciągle.- Panowie, pamiętacie, że przyłapaliście mnie u siebie w biurze? Pamiętacie, że nie udało mi się dostać do sejfu?- No to jak kwity stamtąd wywędrowały?- Już mówiłem.To był Josh.Bracia wymienili spojrzenia.Obaj popatrzyli na mnie takim samym zatroskanym wzrokiem.- Ricks uważa, że schowałeś gdzieś kartę pamięci, kiedy cię przeszukiwał na górze.Mówi, że to ty zabrałeś nas do sali i wrzuciłeś ją do piasku, żeby wrócić później.- To czysty idiotyzm.- Tak? Więc jak inaczej się tam dostała?Wypuściłem powietrze.- Gdybym miał spekulować, to powiedziałbym, że to Josh włamał się do sejfu w ciągu ostatnich dwóch dni.A kiedy zobaczył panów na swoim przedstawieniu, mógł pomyśleć, że wpadliście na jego trop.- I?- I pewnie miał wtedy kartę przy sobie.Początkowo przypuszczałem, że ukrył ją w szafie i sam tam utknął.Myliłem się, ale nie aż tak, jakby się wydawało.Myślę, że zanim zniknął, podniósł sekretną klapkę z tyłu i ukrył kartę w schowku.A kiedy piasek się wysypał, karta wypadła razem z nim.- Dlaczego miałby to robić?- Z tych samych powodów, dla których według Ricksa zrobiłem to ja.Żeby wrócić po nią później.Powiedzmy, że nie udałoby mu się zniknąć.Nie chciał, żeby zatrzymano go z kartą.- Tak? To jakim cudem skończył jako trup?- O to muszą już panowie zapytać Ricksa [ Pobierz całość w formacie PDF ]