[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Są rzeczy, których bieg trzeba przyspieszyć.Życie może być bardzo, bardzo krótkie.Widział, jak bardzo jest rozgorączkowana, i widział cień żalu w jej oczach.Zaintrygowało go to bardziej niż jej słowa.- Może masz rację - przyznał po chwili namysłu i uniósł jej dłoń ku ustom.- Czekanie nie zawsze jest najlepszym wyjściem.- Robi się późno.- Natasza cofnęła rękę.- Powinniśmy iść.Była w dobrym nastroju, gdy odprowadzał ją do domu.Podczas krótkiej jazdy samochodem rozbawił ją, opowiadając o tym, jak Freddie stara się go przekonać, żeby pozwolił jej wziąć kotka.- Myślę, że bardzo sprytnie postąpiła, wycinając zdjęcia kotów z kolorowych pism, żeby ci zrobić plakat - zaważyła Natasza.- Zgodzisz się?- Staram się nie być zbyt uległy.- W takich dużych domach jak twój mogą się w zimie zagnieździć myszy.Właściwie powinieneś wziąć dwa koty od JoBeth.- Jeśli Freddie mnie do tego nakłoni, będę już wiedział, skąd ten pomysł.- Kręcił na palcu pukiel jej włosów.- Pamiętasz, że w przyszłym tygodniu macie test?- Czy to szantaż, doktorze Kimball? - Uniosła brwi.- No chyba.- Mam zamiar dobrze napisać twój test i mam nieodparte wrażenie, że Freddie sama cię namówi na wzięcie całego miotu.- Tylko jednego, szarego.- A więc już je widziałeś.- Parę razy.Nie zaprosisz mnie do środka?- Nie.- W porządku.- Objął ją w pasie.- Spence.- próbowała oponować.- Ja tylko stosuję się do twojej rady - mruknął, zbliżając usta do jej warg.- Nie zwlekaj.- Przyciągnął ją do siebie i chwycił zębami koniuszek jej ucha.- Bierz, co chcesz.- Skubnął jej dolną wargę.- Nie trać czasu.Przycisnął wargi do jej ust.Czuł smak wina i wiedział, że może się nim upić.Pachniała zmysłowo, podniecająco, egzotycznie.Niczym powiew jesieni, sprawiała, że jego myśli wędrowały ku wypalającym się ogniskom, opadającym mgłom.Namiętność nie zakwitała powoli, nie szeptała.Wybuchła tak gwałtownie, że nawet powietrze wokół nich zdawało się drżeć.Ogarnęło go szaleństwo.Niepomny tego, co mówi, okładał pocałunkami jej twarz, wracając za każdym razem do gorących, spragnionych ust Nataszy.Dłonie błądziły po jej ciele.Poczuła zawrót głowy.Żeby to było tylko wino.Wiedziała jednak, że to Spence sprawił, że kręciło jej się w głowie, że nie wiedziała, co robi i co się z nią dzieje.Chciała, by jej dotykał.Odchyliła głowę i poczuła jego wargi przesuwające się po szyi.To niebezpieczna gra.Odżyły nagle dawne wątpliwości i lęki, które pozostawiły w niej wypalone dziury, czekające, by je wypełnić.Z chwilą gdy wypełniały się rozkoszą, strach wzrastał.- Spence.- Wbiła paznokcie w jego ramiona, rozdarta między chęcią powstrzymania go a pragnieniem kontynuowania tej gry.- Proszę.Był tak samo wstrząśnięty jak ona, ukrył twarz w jej włosach.- Ile razy jestem z tobą coś się ze mną dzieje.Nie potrafię tego wytłumaczyć - powiedział.Rozpaczliwie pragnęła przytrzymać go przy sobie, ale zmusiła się do opuszczenia ramion.- Dajmy spokój - poprosiła.Odsunął się o krok i ujął w dłonie jej twarz.- Nawet gdybym chciał dać spokój, a nie chcę, nie mógłbym.- Chcesz pójść ze mną do łóżka.- Popatrzyła mu prosto w oczy.- Tak.- Nie był pewien, czy powinien się roześmiać, czy złościć, że ujęła to tak trzeźwo.- Ale to nie takie proste.- Seks nigdy nie jest prosty.- Nie interesuje mnie uprawianie z tobą seksu - skorygował.- Przecież powiedziałeś.- Chcę się z tobą kochać.A to co innego.- Nie mam zamiaru ubierać tego w tak romantyczne słowa.Niepokój w jego oczach znikł równie szybko, jak się pojawił.- A więc przykro mi, że będę cię musiał rozczarować.Jeśli będziemy się kochać, kiedykolwiek i gdziekolwiek, będzie to bardzo romantyczne.- Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, zamknął jej usta pocałunkiem.- To obietnica, której zamierzam dotrzymać.- Natasza! Zaczekaj! Natasza! Oderwawszy się od swoich niezbyt produktywnych myśli, obejrzała się i zobaczyła Terry'ego.Miał na sobie długi biało - żółty szalik, chroniący go przed pierwszymi chłodami.Kiedy biegł za n i ą , końce szalika powiewały na wietrze.- Cześć, Terry.- Zatrzymała się i poprawiła mu przekrzywione okulary.Terry zmęczył się biegiem.Miał tylko nadzieję, że nie dostanie ataku astmy.- Cześć, widziałem cię z daleka - powiedział.Nie przyznał się, że czekał na nią od dwudziestu minut.Natasza owinęła go szczelniej szalikiem.- Powinieneś nosić rękawiczki - zwróciła mu uwagę.Terry chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie wykrztusić słowa.- Przeziębiłeś się? - Podała mu chusteczkę.- Nie - odchrząknął głośno.Wziął jednak chusteczkę i przysiągł sobie, że przechowają aż do śmierci.- Właśnie się zastanawiałem, czy dziś wieczór, po wykładzie, no wiesz.czy masz jakieś plany.Pewno tak, ale gdybyś nie miała, to może.może byśmy skoczyli na filiżankę kawy - popatrzył na nią z nadzieją w oczach.- To znaczy, na dwie.Ty byś miała swoją, a ja swoją - uśmiechnął się.Biedny chłopak, jest bardzo samotny, pomyślała Natasza, odpowiadając mu zdawkowym uśmiechem.- Dobrze.Cóż jej szkodzi dotrzymać mu towarzystwa przez godzinę czy dłużej, uznała, wchodząc do sali.Będzie mogła oderwać myśli od.Od mężczyzny, który przed dwoma tygodniami całował ją do utraty tchu i który teraz stał przed salą i przekomarzał się z pulchną blondynką, mającą nie więcej niż dwadzieścia lat.W ponurym nastroju usiadła w ławce i wsadziła nos w notatnik.Spence zauważył ją, gdy wchodziła do sali.Wyraz zazdrości na jej twarzy sprawił mu cichą satysfakcję.Najwyraźniej los nie był taki złośliwy, gdy przez ostatnie dwa tygodnie kazał mu tkwić po uszy w sprawach zawodowych i prywatnych.Drobne naprawy w domu, zebrania w szkole, spotkania w klubie sprawiły, że nie miał dosłownie chwili czasu.Ale wszystko powoli wracało do normy.Obserwował Nataszę pochyloną nad zeszytem.Teraz wreszcie postara się nadrobić stracony czas.Przysiadł na skraju biurka i rozpoczął dyskusję o różnicach między świecką a kościelną muzyką baroku.Natasza nie zamierzała w niej uczestniczyć i była pewna, że on o tym wie.Bo inaczej dlaczego dwukrotnie pytałby ją o zdanie?O, on jest sprytny, pomyślała.Najmniejszym gestem czy tonem głosu nie zdradził się, że łączy ich coś więcej niż stosunki służbowe.Prawdopodobnie nikt nie podejrzewa, że ten elegancki, błyskotliwy wykładowca tak namiętnie ją całował, nie raz, nie dwa, lecz trzy razy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]