[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wysoko nad jego głową wznosił się strop, zbudowany w kształcie piramidy, z którego zwieszał się kolorowy mobil autorstwa Caldera*.Była to mniejsza wersja tej samej rzeźby, znajdującej się we wschodnim skrzydle waszyngtooskiej galerii sztuki.Lurbud wybiegł z salonu wprost na otwarty balkon, wychodzący na tyły posiadłości Ohnishiego.Odetchnął głęboko wilgotnym powietrzem, ucieszony, źe znalazł się z dala od duszącego dymu zalegającego wnętrze domu.Ku swojemu zdziwieniu mimo odgłosów strzelaniny, która ciągle trwała na dole, bez trudu słyszał cykanie owadów.Kenji stał na trawniku.W jasnym świetle księżyca wyglądał jak zjawa.Gdy tylko Lurbud go zobaczył, natychmiast uniósł pistolet, ale Kenji był daleko poza zasięgiem strzału.Kątem oka Rosjanin dostrzegł zwisającą z lewej strony balkonu drabinkę linową, po której zapewne uciekł.Kenji uniósł ręce i Lurbud mógł przysiąc, że słyszy jego śmiech.Gdy opuścił ręce, czego Rosjanin nie mógł niestety dostrzec, palec Kenjiego nacisnął guzik detonatora na małym nadajniku.Głuchy huk wstrząsnął budynkiem, wykrzywiając całąjego konstrukcję.Nieliczne ocalałe szyby wyprysły z ram i opadły deszczem odłamków.Huk wzmógł się jeszcze bardziej i dom zaczął drżed, gdy niewielkie ładunki wybuchowe, założone wokół fundamentów, eksplodowały jeden po drugim.Odstępy, w jakich wybuchały, odpowiadały drganiom, w jakie wprawiona została konstrukcja budowli, dlatego pomruk detonacji jeszcze się pogłębił, chociaż odgłosy eksplozji ucichły.Gdy budynek zaczął się trząśd coraz mocniej, Lurbud chwycił kurczowo poręcz balustrady.W głównych kolumnach dźwigających szklany strop pojawiły się głębokie rysy.W ciągu jednej chwili wszystkie runęły, a wraz z nimi dach, który z trzaskiem eksplodował miliardami lśniących odłamków.Wyłożone szklanymi blokami ściany zawaliły się, a cały budynek w jednej sekundzie obrócił się w niemający kooca deszcz szkła.Tony przezroczystych odprysków runęły w dół, zabijając wszystkich, którzy znajdowali się wewnątrz domu.bezopamiętania tnąc ich ciała i kości.Jeszcze chwilę wcześniej Koreaoczycy i Rosjanie prowadzili ze sobą rozpaczliwą wojnę, a w następnej niewyobrażalna siła rozdarła ich na strzępy.Gdy rnnęły wewnętrzne kolumny, Lurbud poczuł, że balkon usuwa mu się spod nóg.Delikatna, niemal krystaliczna piramida nad jego głową rozprysła się jak po trafieniu rakietą.Rosjanin rzucił się pod stół na ułamek sekundy przed tym.gdy kawałki szkła zaczęły ze świstem przecinad powietrze jak pociski.Szybko przycisnął do piersi lewą rękę, której blat stołu nie osłonił przed gradem szklanych odłamków.Jedno spojrzenie wystarczyło, by stwierdzid, że brakuje trzech palców, a środek dłoni przebija piętnaslocentymetrowy kawałek szkła.W tej samej chwili, gdy z jego piersi wydobył się krzyk bólu, wsparty na dwóch cienkich kolumnach balkon runął w dół.Ostatnim wrażeniem, jakie zarejestrował, nim jeszcze ból okaleczonej dłoni zdołał porazid jego system nerwowy, było uczucie opadania bez kooca.29USS „INCHON"Po zakooczeniu rozmowy z Henną Mercer podziękował grzecznie radiooperatorowi i opuścił podobne do grobowca pomieszczenie łączności.Wyraz jego twarzy nie zdradzał żadnych uczud i tylko wprawny obserwator mógłby dostrzec pewne napięcie, jakie towarzyszyło jego krokom.Kobieta, z którą spotykał się kilka lat wcześniej, w ostatnim dniu ich znajomości powiedziała, że chcąc się dowiedzied, o czym tak naprawdę myśli, trzeba go zapytad.To jedyny sposób.Narzekała, że jego wyraz twarzy nigdy niczego nie zdradzał, a oczy, które przecież są zwierciadłem duszy, w jego wypadku były lustrem weneckim, przez które tylko on mógł patrzed.Mercer skrzywił się na wspomnienie tych słów, wiedział jednak, że każdy zapytany marynarz zgodziłby się z nią.Jako że wysłano go na „lnchona" na nieokreślony czas, otrzymał oddzielną kajutę.Jej wygody równe były wprawdzie tym, które oferował podrzędny motel przy autostradzie, ale należała tylko do niego.Przekręcił zamek w drzwiach, rozebrał się i wziął orzeźwiający, zimny prysznic.Gdy uczucie senności minęło, ubrał się i zaczął ukrywad pod odzieżą sprzęt, który ze sobą przywiózł.Potem stoczył szybką walkę z wyimaginowanym przeciwnikiem, by sprawdzid, czy sprzęt jest odpowiedniozabezpieczony i nie będzie przeszkadzad mu w ruchach.Jego ciosy były szybkie, umysł skupiony do maksimum.Zadowolony z wyników próby, zrobił kilka głębokich, uspokajających wdechów, po czym wepchnął be-rettę za pas spodni i przykrył ją wypuszczoną na wierzch czarną koszulą.Następnie złapał swój nylonowy worek, w którym tkwiły uprząż bojowa oraz pistolet maszynowy, i wyszedł z kajuty.Idąc na pokład startowy, minął kilkudziesięciu z tysiąca dziewięciuset żołnierzy piechoty morskiej.Sądząc po ponurych minach, marines nie zachwycił pomysł atakowania terytorium własnego kraju.Ja też nie jestem tym zachwycony, pomyślał.Pokład startowy okrętu desantowego był prawie dziewięddziesiąt metrów krótszy od pokładu lotniskowca „Kitty Hawk", ale panował na nim taki sam chaos.W chwili, gdy wychodził na otwartą przestrzeo, w górę poderwał się AV-8B Harrier, odrzutowiec pionowego startu i lądowania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]