[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim ruszył, strzelec nagle wyszedł zza swojej osłony, trzymając się za brzuch splamionymi czerwienią dłońmi.Sekundę później dotarł do nich huk wystrzału i zobaczyli obłoczek dymu, uchodzący z mostku kutra zacumowanego przy molo.Neonazista spojrzał w stronę, z której słyszał strzał, i tył jego głowy eksplodował.Strzelba używana przez rybaków na rekiny rozniosła jego mózg po całym molo.Mercer nie tracił ani sekundy.Wprowadził ich do doku na niemal pełnej mocy, nie dbając o to, że hamuje, trąc o betonowe nabrzeże burtą łodzi wartą trzysta tysięcy dolarów.Ira wskoczył na molo i mocno przywiązał cumę.Po nim wyszedł Raeder, a na końcu Mercer, który trzymał teraz pistolet maszynowy i berettę.Na mostku kutra stało dwóch Islandczyków o ogorzałych twarzach, nie spuszczając podejrzliwych spojrzeń z ich trójki.Trzeci ocalony rybak dotarł właśnie do plaży i szedł w stronę doku.* W kabinie jest kobieta.* Mercer wskazał rivę, mając nadzieję, że rybacy mówią po angielsku, tak jak większość Islandczyków.* Jest bardzo wychłodzona i potrzebuje lekarza, bo miała wstrząs mózgu.* Rybacy milczeli.Stara strzelba była teraz wycelowana w głowę Mercera.* Ludzie, którzy zabili waszych przyjaciół, wrzucili ją do morza.Potrzebujemy samochodu, żeby ich ścigać.Wiatr gwizdał w olinowaniu kutra.* Jeśli nie chcecie nam pomóc, przynajmniej nas nie zatrzymujcie* poprosił Mercer.Mężczyzna opuścił strzelbę na rekiny.* Jak dużo kobieta w wodzie? * Pięć minut, maksimum osiem.Strzelaniny i morderstwa z zimną krwią były czymś nieznanym tym ludziom.Ofiara morza była zagrożeniem, które potrafili zrozumieć.* Dwóch zabitych.Moi kuzyni* powiedział szyper i sięgnął do kieszeni.Rzucił pęk kluczy na molo obok stóp Mercera.* Wy znacie zabijanie.Wy ich zabijcie.Ja znam morze.Ja pomogę kobiecie.* Wskazał dłonią miasteczko.* Niebieskie volvo przed restauracją Vsjomannastofan.Mercer nie podziękował im.Oni tego nie oczekiwali, a on nie miał czasu.Wziął kluczyki i ruszył biegiem, mając nadzieję, że Ira i Klaus nadążą za nim.Dopóki Rath żyje, nie zamierzał na nic czekać.Volvo było poobijanym sedanem, przeżartym rdzą i tak często naprawianym, że niewiele zostało z oryginalnego lakieru.Wnętrze śmierdziało dymem z fajki, a tapicerka foteli była tak zniszczona, że więcej było widać gąbki niż czarnej dermy.Silnik krztusił się i strzelał, nie przestając, kiedy z bolesnym zgrzytem wrzucił pierwszy bieg.Heckler & Kocha położył sobie na kolanach.Szyba po stronie Iry nie chciała się opuścić, wybił ją więc kolbą pistoletu.Droga biegła poza miasteczko, dostosowując się do kaprysów wulkanicznego terenu.Kiedy zwiększyli prędkość, łyse opony i mokra szosa groziły wpadnięciem do rowu przy każdym zakręcie.Mercer żałował, że nie jadą jego jaguarem.Mknęliby teraz sto sześćdziesiąt bez pisku opon.I tak jednak cisnął stare volvo jeszcze mocniej, ścinając zakręty kontrolowanymi poślizgami dzięki szybkim dociśnięciom gazu i hamulca i operując biegami bez zwracania uwagi na zupełnie już niedziałające synchronizatory.W oddali widział smugi pary z elektrowni Svartsengi, wznoszące się w szarym świcie jak chmury uwalniane przez czarną ziemię.Nie widział natomiast białej furgonetki, jadącej równie szalenie jak on.Na końcu drogi znajdowało się rozwidlenie* na wschód, do Reykjaviku, i na zachód, na międzynarodowe lotnisko i Keflavik.Obydwie trasy mogli wybrać, Mercer musiał więc zbliżyć się, żeby zobaczyć, dokąd zmierza Rath.* Widać już śmigłowiec?* zapytał.Volvo podniosło na chwilę dwa koła, z piskiem opon pokonując ostry zakręt.* Podstawa to tylko sto pięćdziesiąt metrów* powiedział Ira, mając na myśli niski pułap chmur zwieszających się z najwyższych szczytów jak muślin.* Nie zobaczymy go, chyba że będzie bezpośrednio nad nami.Zbliżali się do geotermalnej elektrowni i położonego obok spa Błękitna Laguna.Z pola lawy, niczym smukłe rakiety na powierzchni Księżyca, wyrastały trzy trzydziestometrowe chłodnie kominowe ze szczytami zwieńczonymi parą.Reszta rozległego kompleksu ukryta była w zagłębieniu terenu.Osiemset metrów dalej odchodziła droga do elektrowni i spa i tuż za nią zauważył furgonetkę.Mercer zacisnął usta.Nagle zdał sobie sprawę, że coś się nie zgadza.Furgonetka nie jechała jego pasem, tylko przeciwnym.Nie oddalała się od nich.Zbliżała się! Nad pędzącym pojazdem jak rozwścieczony owad wisiał pomalowany w kolor khaki śmigłowiec Hughs 500 z płozami nie dalej jak piętnaście metrów ponad jego dachem.W otwartych drzwiach siedział snajper z okiem przystawionym do ogromnej lunety karabinu Barretta kaliber 12,7 milimetra.Wiatr szarpał jego ubraniem.Mercer zaciągnął ręczny hamulec i obrócił volvo tak, że zablokował całą szerokość jednopasmowej drogi.Nawet najlepsza terenówka nie wjechałaby dalej niż metr w pokryte mchem pole lawowe.Rath wpadł w pułapkę między śmigłowcem a samochodem.Mercer otworzył drzwi, złapał swój H&K i obserwował zbliżającą się furgonetkę przez celownik.Nacisnął spust, świadomie celując nisko.Nie mógł ryzykować, że trafi kierowcę albo że jego kula zrykoszetuje do kabiny.Ryzykować życie na torze wyścigowym to było jedno, a coś zupełnie innego* jechać naprzeciw błyskającej lufy dziewięciomilimetrowego pistoletu maszynowego.To była gra w cykora, w której nie zamierzał wziąć udziału.Zahamował tak ostro, że tył samochodu wpadł w poślizg, skręcił w dojazd do elektrowni i przyśpieszył.Mercer pamiętał ze swojej wizyty w elektrowni kilka lat wcześniej, że to była jedyna droga do i z kompleksu.Jeśli uda mu się unieruchomić furgonetkę, śmiercionośna skrzynka będzie jak w pułapce.Wskoczył z powrotem do volvo, wrzucił bieg i ruszył za uciekającym Rathem.Ira włożył nowy magazynek do MP*5 Mercera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]