[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Abdel wziął kilka głębokich oddechów, próbując się uspokoić, kiedy Khalid powiedział: – Tu jest.Abdel ujrzał ją i wstrzymał oddech.Jaheira była piękna.Podobnie jak jej małżonek, była półelfem, a jeden z jej rodziców musiał być Amnianinem.To połączenie wypadło nieco dziwnie, ale przysłużyło się urodzie Jaheiry.Jej twarz była szeroka i ciemna, jej usta pełne, oczy jasne i niemal tak fioletowe jak Khalida, z błyskiem wyraźnej inteligencji.Gdyby była czystej krwi człowiekiem, jej gęste włosy okalające twarz byłyby czarne, lecz elfia krew sprawiła, że ich czerń przetykały jasne, miedziane pasemka.Mimo że siedziała, Abdel mógł zauważyć, iż była postawna, a nawet krzepka.Miała na sobie kamizelkę ze sztywnej skóry, porysowanej jakby od uderzeń ostrzy.Kamizelka służyła jej za zbroję.Kiedy ich oczy spotkały się, zobaczył raczej niż usłyszał, jak westchnęła.Abdel opadł na krzesło, nie patrząc nawet gdzie siada.Nie mógł oderwać wzroku od jej oczu, a ona wcale się przed tym nie wzbraniała.Jej pełne usta drżały, podobnie jak u jej męża.Ona także musiała być zdenerwowana i choć Abdel nigdy by nie wszedł pomiędzy męża i żonę, to jednak nie mógł się oprzeć wrażeniu, iż powód jej zdenerwowania był zupełnie inny niż u Khalida.–Dlaczego zostałem tu wysłany? – zapytał Abdel ich oboje, nie przestając patrzeć na Jaheirę.– Mój ojciec nie zdążył mi tego powiedzieć.–Gorion umarł? – zapytała Jaheira.–To byli najemnicy – odpowiedział Abdel.– Tacy jak ja.Wpadliśmy w zasadzkę na Lwim Trakcie.Zabiłem ich, ale się spóźniłem.–Są siły, które nie chciały dopuścić do naszego spotkania – rzekł Khalid.– Dlatego właśnie… – Amnianin zawahał się i Abdel pomyślał, że może kłamie.– … dlatego Gorion chciał, żebyś mu towarzyszył.–Mój ojciec był mnichem – stwierdził Abdel.– Kapłanem, człowiekiem od ksiąg i takich tam.Co takiego zrobił, że miał owe siły przeciw sobie? O czym wy w ogóle mówicie?Abdela znów zaczął ogarniać gniew.Nie mógł obwiniać najemników za śmierć Goriona.Oni po prostu wykonywali swoją pracę, którą on sam parał się przez całe swoje dorosłe życie.Ktoś im zapłacił i to spore pieniądze, by nająć pięciu doświadczonych zabójców do zasadzki na drodze.–Są… siły – zaczęła Jaheira, jej dźwięczny głos przebił się przez harmider tłumu – które pragną wszcząć wojnę.W tym momencie do stołu podeszła służąca dziewka z dwoma kuflami piwa.Gdy Abdel wychylał kufel, znów całą jego zawartość na jeden raz, nie odrywał wzroku od Jaheiry.–Jeszcze jakieś nowiny? – zapytał sarkastycznie.– Ja żyję z tych czy innych „sił” pragnących wojny.Inni też.Jaheira wyraźnie się zmieszała po jego ostatnim stwierdzeniu, ale kiedy zwróciła swój pytający wzrok na męża, Abdel był pewien, że chce zapytać o coś innego, coś ważniejszego i bardziej ją przerażającego.Khalid skinął jej i Jaheira znów spojrzała na Abdela.–To co innego – rzekła tak cicho, że Abdel musiał wytężyć słuch.– To twój bra…Nagle na potylicy Abdela roztrzaskała się butelka, a Jaheira uchyliła się przed odłamkami szkła.Abdel nie dbał o to, by wytrzeć z pleców rozlane wino czy strząsnąć z włosów szklane okruchy, tylko wstał i odwrócił się, a tłum przed nim rozstąpił się.Daleko, przy drzwiach stał człowiek, którego wcześniej wyniosły gnomy.Ten, który rzucił weń krzesłem.Wielki, cuchnący mężczyzna był tak pijany, że z ledwością stał na nogach.Abdel patrzył na niego twardym wzrokiem, a świat wokół niego zdawał się oddalać i znikać.Usłyszał jedynie, jak pijak rzucił tępo: – Czego?Sztylet najemnika śmignął poprzez salę niczym srebrna błyskawica.Krew uderzyła Abdelowi do głowy w momencie, kiedy jego sztylet z ciężkim mlaśnięciem zagłębił się piersi pijaka.Siła uderzenia obaliła mężczyznę i choć drgawki dwukrotnie przeszły jego ciało, był martwy, zanim jego głowa uderzyła o podłogę.Abdel uśmiechnął się i dopiero teraz ekstaza zabójstwa zmyła z niego gniew i pozwoliła widzieć normalnie.Kiedy trans minął, znów znalazł się wewnątrz gospody, która teraz jakby przemieniła się w pandemonium.Khalid pchnął go w plecy i powiedział coś w stylu: – Co ty zrobiłeś?Klienci rozproszyli się, kelnerki upuściły tace, rozlewając piwo i wino na uciekających lub zamarłych w bezruchu gości.Co dziwne, kelnerki skierowały się w stronę Abdela, który nagle pomyślał, że może prawdą jest, jakoby służące tu dziewki były w rzeczywistości przebranymi golemami.Uśmiechnął się szeroko.Wcale się tym nie martwił.–Stop! – usłyszał znajomy głos.Gnomka zza baru zagwizdała przeraźliwie i kelnerki stanęły.Nawet Abdel zatrzymał swoją rękę sięgającą po miecz na plecach.Głos należał do Montarona.–Złodziej! – krzyknął znowu niziołek.Montaron klęczał nad martwym ciałem pijaka, wyciągając mu zza pasa sakiewkę za sakiewką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]