[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo nowy pomysł był taki, że skoro ma zginąć jako brat Pasieckiego, który coraz wyraźniej przewodzi opozycji… Znów ukazał się we francuskiej prasie jego wywiad na temat operacji cenowej i odprawy, jaką rząd otrzymał w Radomiu i Ursusie… Więc skoro po pierwszym wywiadzie chciano, by zginął jako brat, teraz, po drugim, jako brat zostanie uratowany.Przyjaciel nawiązał już rozmowy.Ktoś, „kto myśli na długi dystans”, oznajmił, że Rudka kupi.–Zawsze to Pasiecki, kupić warto, gdy kurs stoi najlepiej.Bo nie znamy dnia ani godziny, kiedy się może wszystko odkręcić do góry nogami.Jednym słowem, dostanę robotę właśnie jako brat Pasieckiego u jednego z tych, co jednym okiem patrzą na opozycję.Rozumiesz? Pan minister powiedział: „Pan nie ma swego nazwiska, to nazwisko należy do pańskiego brata” – i pan minister miał rację…–Twój brat jest wspaniałym człowiekiem, ale to nie znaczy, że masz mieć kompleksy…–To idź.daj mu dupy! – zaczął się gramolić niezdarnie z tapczana, głupi, zapluty, obrzydliwy.Najgorsze jednak zdarzyło się nazajutrz.Przyszła z biura wcześniej niż zazwyczaj.Wymyśliła, że pójdzie z Rudolfem do matki.To go zmobilizuje, żeby się wziął w garść, żeby się obyło bez pijackiego klina.Z początku nic nie zwiastowało klęski.Był ogolony, porządny, jakby nieco senny.Pełna nadziei, zaczęła się krzątać po kuchni.Zajrzała w jedno, w drugie miejsce.–Obiad zjemy u mamy.Tylko gdzie są te klopsiki, które wczoraj naszykowałam…Rudek odchrząknął.–Klopsiki? Wiem coś o tym – powiedział jakby niechętnie.–Co takiego?W tym momencie zastygła.W kącie kuchennego kredensu natknęła się na pustą półlitrówkę.–Klopsiki poszły na zagrychę.Mamusia się przegłodzi.To jej dobrze zrobi.Ostatnio przytyła…Ten dowcip był niski, arogancki, jak jego mina, jak cały on, zaczadziały od wódy, ociężały, godny litości.Coś takiego powiedziała i potem z tępym osłupieniem patrzyła, jak chowa do kieszeni swoją maszynkę do golenia… Idzie ku drzwiom…Pół nocy przepłakała w jego rzuconą na poduszkę piżamę, której nie zdążył zabrać.Wiadomość o chorobie ojca Rudolf przyjął jak uderzenie.–Dzwonię już trzeci dzień – powiedziała pielęgniarka z kliniki.– Nie mogłam pana zastać, a chory wciąż się dopytuje…Już wiedział, że zawał.Nawet przyjął uspokajającą informację, że płytki.–A brata nie było?–Nic nie wiem o żadnym bracie, chory czeka na pana – usłyszał.–Już jadę.Dowiedział się, że w żadnym wypadku, że dopiero w godzinach odwiedzin, jutro po szesnastej.Wrócił do Humprejki.–A twój brat wie?–Mój brat nie ma czasu na głupstwa.On zbawia ojczyznę – powiedział złośliwie i dodał z nie ukrywaną satysfakcją: – Zresztą ojciec wcale go nie prosi…Wyprawiła go na drugi dzień, jakby szedł do matki prosić o jej rękę, nie do własnego ojca.Zmieniła krawat, kazała się jeszcze raz ogolić…Więc był ogolony, szczęśliwy, że łaskawy los pozwolił mu pokazać twarz wygładzoną, bez piętna rezygnacji i pijackiego zmęczenia.Nie powie staremu ani słowa o własnych kłopotach, wspomni, że ma się zamiar żenić.Nagle zrozumiał, że to prawda, i omal nie przejechał najbliższego skrzyżowania na czerwonych światłach.Rozmawiał już telefonicznie z lekarzem, który miał ojca pod opieką: „Miesiąc sanatorium i wyjdzie jak nowy”.Jechał w stronę szpitala z pewnym zażenowaniem.Starego położyli w klinice MSW.Może dlatego nie zawiadomił Artura? Zrobiło mu się przykro.Albo wstydził się przed synem tego miejsca, albo wstydził się w tym miejscu swego syna.Że też wszędzie to gówno musi się wepchnąć – pomyślał o polityce.Ojciec leżał w separatce.Na widok Rudolfa instynktownie chciał się unieść na łokciu, przez twarz przemknął grymas bólu i na ułamek sekundy znieruchomiał, nim zapytał normalnym, opanowanym głosem, gdzie to się włóczył nocami, jakby to on, Rudolf, był w tych okolicznościach najważniejszy.–Mówią, że nie jest źle… – wrócił do choroby ojca.–A co mają mówić?… Zresztą rzeczywiście nie narzekam.Mogło być gorzej… Przecież rozmawiam.I to w dobrym nastroju.A co u ciebie?–Trzymaj się mocno.Kto wie, czy nie przerobię cię na dziadka.–Coś nowego! – ucieszył się chory.– Kiedy się wreszcie żenisz?–Nie wiem jeszcze.–A kto ma wiedzieć?–Ona jeszcze o tym nie wie…–A wiesz, że chce?–Cholera wie?…Teraz roześmieli się obaj, jak w latach poprzedzających maturę Rudolfa, gdy zwierzał się ojcu ze swoich miłosnych perypetii.Byli swobodni.Stary opowiedział, jakie są objawy przy zawale.–Może ci się przyda za trzydzieści lat…–A jak się tu znalazłeś?Ojciec nagle się roześmiał.–Popraw mi poduszkę.Będę wyżej.–A wolno.–Człowiekowi, którego leczą w takim miejscu, wiele wolno, powiedziałby twój brat, bojownik o nową Polskę… Ale opowiem ci pewną historię.Trzeciego dnia przywędrował do mnie ktoś z działu ewidencji chorych.Wiesz, czego chciał? Żebym podał przebieg służby.Więc zacząłem: Szare Szeregi, Kedyw… Tak się rozfiglowałem, że powiedziałem: a potem WiN.Wtedy się wyniósł.–Co to za WiN? – spytał Rudolf.–Może Artur ma rację, że wyrastacie bez historii… – zaczerpnął głęboko powietrza.– Więc WiN – „Wolność i Niezawisłość” – to nielegalna organizacja, utworzona tuż po wojnie, rekrutowana z niedobitków – odetchnął znów głęboko i podniósł rękę do gardła.Rudolf patrzył przestraszony.Właśnie wtedy pojawiła się pielęgniarka.–Niech pan powie synowi, żeby częściej nocował w domu… – zagaiła figlarnie.–Nie mam zamiaru częściej dostawać zawału.Może ojciec nie czuje się aż tak źle, skoro, jak zawsze, widząc ładną kobietę, oko ma żywe… A ona wygoniła wizytującego: dziesięć minut na pierwsze spotkanie wystarczy…Generał Mech był w nie najlepszym humorze.Wprawdzie powołanie go w skład oficjalnej delegacji rządowej do Rumunii, gdzie pojechał w świcie pierwszego sekretarza, było niewątpliwym wyróżnieniem, ale też narobiło wiele złej krwi.Niby zaszczyt, ale pewne szczegóły wcale go nie cieszyły.Chociażby polowanie na niedźwiedzia.Zrozumiałe, że centralne ambonki zajęli obaj sekretarze.Zabawne, jak dalece posunięte są u nich środki bezpieczeństwa nawet przy takiej niepolitycznej okazji.Ambonki na wysokości dwóch metrów, ale pod każdą stali dwaj strzelcy wyborowi.Na wypadek pudła myśliwego.Przecież taka bestia nie wdrapie się po szczeblach! No, ale to już ich sprawa… Więc.że centralne ambonki dla tamtych, to w porządku.Powiedzmy, że najbliższą z tych uświęconych zajął wicepremier, też w porządku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]