[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wytarł się nieśpiesznie i założył czyste ubrania, które czekały na niego złożone z namaszczeniem na łazienkowym taborecie.Pachniały popiołem.Usłyszał kroki służącego, który wrócił i zatrzymał się przed drzwiami.– Proszę pana?– Tak?– Na dole jest jakiś człowiek.Chce z panem rozmawiać.– Niech zaczeka, już idę.Kroki oddaliły się i zniknęły ponownie w głębi schodów.Włożył buty, wsunął zęby grzebienia pomiędzy włosyi przysunął się do lustra, żeby sprawdzić, czy wciąż przypomina siebie samego.Pogładził się po sprawiającej wrażenie wykutej z kamienia szczęce, pokrytej krótkim, sztywnym i przedwcześnie siwiejącym zarostem.Spojrzał głębokow duże niebieskie źrenice osadzone w zbyt wąskich oczodołach.Przejechał czubkiem palca po długiej, przebiegającej przez prawy policzek bliźnie i pozdrowił się z zadowoleniem i szelmowskim uśmiechem.– Jesteś piękny – powiedział sam do siebie.Przeszedł do gabinetu i zamyślił się, patrząc na słuchawkę telefonu zawieszoną na białym bakelitowym korpusie niczym ciężarek w sali gimnastycznej.Każdego dnia ważyła coraz więcej.Chwycił ją i wybrał numer.Niemal natychmiast ktoś odpowiedział:– Halo.– Lothar?– Tak?– Mówi Roux.– Ach, no wreszcie!– Słyszałem, że mnie szukałeś.– No tak, wiecznie za tobą tęsknię.Roux odsunął słuchawkę od ust i wypuścił powietrze.– Ja również, mój drogi Lotharze.Obiecuję cię odwiedzić, jak tylko będę mógł.– Byłoby miło.Moglibyśmy spędzić razem kilka dniw jakimś zacisznym miejscu.Co ty na to?– Może w górach?Mamy ich pod dostatkiem.– Powiedz mi zatem, kto jest radiem.– Przepraszam, ale umieram z ciekawości.Najpierw chcę się dowiedzieć, jak się mają sprawy na Sardynii.– Wróciłem do domu kilka godzin temu.– No i? Nie trzymaj mnie w niepewności, proszę cię.– Bawi mnie to, przecież wiesz.Skrzekliwy śmiech Lothara Gigera przemierzył tysiąc dwieście kilometrów linii telefonicznej i dotarł do ucha Roux, nie straciwszy po drodze ani grama swojej kąśliwości.– Wciąż jesteś najbardziej fascynującym twardzielem, jakiego znam.– Mógłbym powiedzieć to samo o tobie, Lotharze.– No więc, strzelaj.Potrzymał go chwilę w niepewności, po czym odparł:– Znaleźliśmy inny.Długa cisza, z jaką Giger przyjął tę wiadomość, była równoznaczna z ogromnym wybuchem radości.Roux wiedział o tym, ponieważ doskonale znał sposób bycia podobnych mu ludzi: euforia zamiast bólu, lodowata powściągliwość zamiast radości i lekceważąca postawa wobec wszystkiego.Wszystkiego oprócz tego, co dotyczyło ich samych.– Inny? – poderwał się podekscytowany.– Zgadza się.– Jak wysoki?– Trzy i pół metra.– Jak myślisz, kiedy…?– Niebawem.Jak tylko zostanie przetransportowany materiał i przygotowana paczka dla was.– Naprawdę, nie mógłbym sobie wyobrazić piękniejszej odpowiedzi.– Mógłbyś.– Mówisz?– Znalazłem pisarza, brata twojej przyjaciółki.To nie było trudne.Przyjmuje wielu gości.– Fantastycznie! Kiedy można by…?– Wkrótce, bądź spokojny.A teraz opowiedz mi o radiu Panopticonu.– Marcello, uwierz mi… Wiem, że nie lubisz, jak ktoś się wtrąca.To nie jest tak, że ci nie ufamy, zostałem zmuszony, żeby…– Nie musisz mi się tłumaczyć, Lotharze.Rozumiem, że wywierają na ciebie dużą presję.Teraz ważne jest, żeby wyłączyć radio Spartaka.Powiedz, kto to był?– Spartak nie jest tylko filantropem.Jest bardzo cwany.Obraca się wśród biednych ludzi, rozdaje pieniądze, ale też dobrze dobiera współpracowników.Radiem była kobieta, piękna kobieta pozostająca poza wszelkim podejrzeniem.Chodziła do Watykanu dwa lub trzy razy w tygodniu i stamtąd nadawała.Mówi, że osobiście przyjęła Spartaka w domu po jego przybyciu do Włoch i że dała mu nowe ubrania.Podobno chciała pomścić swojego męża i nienawidzi faszystów.Pomyśleliśmy, że przyda nam się do naszkicowania portretu pamięciowego Spartaka.To jedna z niewielu osób na świecie, które go widziały, ale utrzymuje, że nie wie, jak wygląda.Jej córka twierdzi, że miał długie włosy i brodę jak Jezus i że nosił duże okulary przeciwsłoneczne.Mówi też, że bardzo lubi tego mężczyznę.Zaśmiał się szyderczo.– Złóż tej kobiecie wizytę.Sam z nią porozmawiaj.Posłałem już po ciebie samochód.Za chwilę będzie.A jeśli chodzi o tę drugą sprawę… – Zrobił długą pauzę.– Inny, jesteś pewien?– Trzy i pół metra.– Fantastycznie! Przekaż kierowcy również zdjęciew zaklejonej i zalakowanej kopercie.On będzie wiedział, jak mi je dostarczyć.– Jasne, tak zrobię.Rozdział 23Piekło istnieje.To cuchnąca pieczara z zimnego kamienia, wilgotnego wapna, krwi, łez i uryny.To nieustające, wydobywające się z ciemnych zakamarków cierpiętnicze krzyki, długie i wycieńczające ataki kaszlu i niekończące się lamenty.Strach.Pragnienie.Głód.Szaleństwo.W piekle nie ma płomieni, tylko lodowaty chłódi przerażenie.„Cokolwiek czeka nas po śmierci” – pomyślał Roux– „nigdy nie będzie gorsze niż więzienia sądowego zakładu psychiatrycznego” [ Pobierz całość w formacie PDF ]