[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naprawdę.Gdy mnie spostrzegli, chwyciła ich taka trema, że myliły im się kroki, a jeden się przewrócił.Najwidoczniej się im podobałam albo nigdy nie widzieli jasnowłosej dziewczyny, i to w mundurku z marynarskim kołnierzem.Ten Ogura miał oczywiście aparat fotograficzny i w każdym miejscu, do którego nas zawiózł, musieliśmy się wszyscy fotografować.Sto pociech.Żebyś ty widział, jak on nas ustawiał i jak to się mówi… kadrował.No, wypisz, wymaluj, wielki reżyser.Wieczorami pili z tatą sake, a ja i mama włóczyłyśmy się po Izuharze.Wyobrażasz sobie, dwie blondynki na wyspie, na której nigdy nie stanęła stopa nikogo o blond włosach.Czekaj… – skarciła go, widząc, że się niecierpliwi, i prawie boleśnie, bo aż syknął, ścisnęła drążek żelaznymi palcami.– Przecież ci obiecałam.A ja zawsze dotrzymuję słowa.Dopiero za dwadzieścia druga.Najpierw musisz posłuchać o zmarłych, a potem będziesz miał swoje pół godziny.Lepiej nam nalej, bo teraz będzie najważniejsze.Gdy wrócił z drinkami, pocałowała go w rękę, tam gdzie na grzbiecie dłoni miał gęste, miękkie włoski, i pokiwała z uznaniem głową, widząc, że nalał podwójne porcje.– No więc w czwartkowe południe przed każdym domem rozpala się taki mały ogieniek zeszczapek.To po to, żeby zaprosić dusze zmarłych bliskich w odwiedziny.Takie małe ogniska palą się od południa aż do późnej nocy i całe powietrze w Izuharze pachnie żywicznym dymem.Bo te drewienka są z miejscowych lasów, a pełno tam modrzewi i sosen.Trzeba ten ogień podtrzymywać, żeby dusze bliskich, którzy odeszli, były pewne intencji żyjących.Takie ogniki pali się też w Polsce, ale tam ludzie już zapomnieli, że ogień to zaproszenie i sygnał dla zmarłych, żeby dołączyli do żywych.Na Cuszimie wszyscy o tym wiedzą i takie ognisko rozpala się tak, jak ogień w latarni morskiej – by pokazać żeglarzom drogę.Bo przecież zmarli żeglują gdzieś w zaświatach.No i właśnie w takim zapachu płonących smolaków, w cichym, ciepłym, nasączonym dźwiękiem cykad powietrzu, idzie się na okonomijaki w Izuharze.Te okonomijaki robią na naszych oczach w każdej takiej rodzinnej knajpce.Trudno to nawet nazwać knajpką – jest blacha, pod którą pali się ogień.Właściciel albo właścicielka, kiedy już się weszło, odchylając sięgające kolan zasłonki, i zasiadło przed tą blachą, upewnia się, z czym mają być te okonomijaki, a potem… potem Haroldzie – rozmarzyła się – następuje symfonia zapachu i uczta dla oczu.– Co to są te okonomijaki? – przerwał, bo choć był ciekaw, marzył o spełnieniu obietnicy.Zamknęła oczy i podniósłszy nosek o delikatnych nozdrzach ku sufitowi, wciągnęła powie-trze pachnące teraz tylko whisky i seksem:– Wyobraź sobie bardzo drobno, w paseczki, krojone świeże warzywa.Różne.Kapusta.Mar-chewka.Pory.Trochę pomidorów.Papryka.Grzyby i co tam ci się zamarzy.Może być nawet bo-czek, choć ja wolę okonomijaki warzywne albo z owocami morza.Rozgrzewasz tę blachę i sma-rujesz olejem ryżowym.Masz już przygotowane ciasto.Prawie takie jak na naleśniki, z delikatnej mąki i wody.W miseczce mieszasz to płynne ciasto z farszem i chochelką przenosisz tę lejącą się masę na płytę.I to się pięknie razem smaży.Oczywiście grubość i to, czy pod koniec zawiniesz to sobie jak naleśnik, czy będzie to placek, jest twoją sprawą.Czekaj! To nie koniec! – wystawiała na próbę jego cierpliwość.– Do tego robisz sosik.Najlepiej w miseczce zmieszać trochę zielonego chrza-nu z delikatnym majonezem.No i oczywiście rzecz, która pewno najbardziej cię zainteresuje.Okonomijaki najlepiej smakują z zimnym piwem.Ostatecznie może być sake, którą w Japonii nazywa się namazake 78.W ogóle piwo nigdzie nie smakuje tak dobrze jak w Japonii.Powinieneś tego spróbować.– O mały włos do tego by doszło, ale jak na razie jestem tranzytem w Rosji i nie wiem, czy uda mi się złapać samolot do Tokio.To zabrzmiało gorzko i miało nutę pretensji, tak jakby bosa dziewczyna w czarnej wieczorowej sukni, siedząca obok niego i dotykająca go, była współwinna sytuacji, w jakiej się znalazł.Nie zignorowała tej nutki, ale nic nie powiedziała, tylko króciutko i delikatnie, samym muśnię-ciem pełnych, wypukłych warg pocałowała go w policzek.– Nie narzekaj.Nie jest chyba tak źle – powiedziała poważnie, ale zaraz poweselała i opowiadała dalej o święcie Obon:– No więc, gdy dusze naszych bliskich poczują się zaproszone, zjawiają się i przez trzy dni można sobie z nimi poobcować.– Poobcować? – to wydało mu się mętne, a ona zorientowała się, że musi rzecz wyjaśnić tak, by zrozumiał ją ktoś o umyśle właściwym Zachodowi.– Na Wschodzie większość rzeczy rozumie się poprzez opozycję tych rzeczy, a w konse-kwencji poprzez harmonię tej rzeczy, czy pojęcia, i jej opozycji [ Pobierz całość w formacie PDF ]