[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Echo jego kroków wpadało w martwe otwory okienne.Gdzieś jakieś drzwi skrzypiały na wietrze.Sanitariusz wszedł niepewnie pod podcienie domu i przysiadł.Jakby to było u tych Ruskich? Jeśli przyjmiemy, że przy pierwszej nadarzającej się okazji zwieję do nich? Już na samą myśl o tym ciarki przeszły mu po plecach.Kiedy po raz pierwszy znalazł się w punkcie zbornym jeńców wojennych.ten ostry zapach potu, krwi, byle jakich opatrunków i machorki, ropy i głodu.O tak, głód śmierdzi! Spojrzenia jeńców nie wyrażały zbytniej życzliwości.Prześladowało go to do dziś.Blade światło księżyca kładło się na szczyty dachów.Poszarpane firanki trzepotały widmowo w strzaskanych okiennych ramach.Front otaczał miasto jakby krwawym pierścieniem.Chmury rzucały przesuwające się powoli cienie na pozornie martwe, rozwalone domy.Heizer postanowił opowiedzieć swoim dzieciom w szkole o wrażeniach takiej niezwykłej frontowej nocy.O tej przeklętej drugiej wojnie światowej.Jeśli nawet zawsze będą wojny, ponieważ takie jest prawo natury, to kapitaliści i robotnicy 304powinni się przynajmniej pogodzić na zasadzie: samemu żyć i innym na to pozwolić.Niejeden przywódca socjaldemokratów mówił przecież to samo: Dajcie robotnikom trochę waszego kapitału, a wszystkie problemy staną się dwa razy prostsze.Nagle rozległo się niedaleko ostrzegawcze wycie.Potem pociski zaczęły z hukiem padać na domy i ulice.Potężny napad ogniowy z dział wszystkich kalibrów ześrodkowanych na jeden punkt!Trzema susami Heizer znalazł się za krzywym murkiem, przycisnął się do niego i przeklinał chwilę, kiedy opuścił piwniczkę na kartofle.Potem nastąpił ten straszny moment, kiedy sanitariusz zorientował się, że niemieckie baterie ostrzeliwują Sobakino.Niemieckie baterie! Może i jego własna jest między nimi.Podczas kiedy on się tu godzinami wałęsał i marzył, batalion przeprowadzałzmianę pozycji.Do licha, musieli się chłopcy porządnie zdziwić, kiedy nie zastali mnie w „punkcie opatrunkowym”, pomyślał Heizer zafrasowany.Pewnie zwątpili w moje poczucie obowiązku i klną, że mnie nie ma tam, gdzie akurat jestem potrzebny.A niemieckie granaty wciąż jeszcze ostrzeliwały miasteczko, obracając je stopniowo w perzynę.Artyleryjskie wykształcenie sanitariusza wystarczyło na stwierdzenie, że znajduje się obecnie w nowym zasięgu wroga.Zmiana frontu, nad którą tak długo się zastanawiał, stała się nagle faktem, przyjętym jednak przez niego bez zbytniego entuzjazmu.Czuł się jak między dwoma frontami.I miał rację.Sanitariusz Heizer chciał szybkim susem skoczyć pod najbliż-szy dom, żeby znaleźć się w martwym punkcie, poza zasięgiem niemieckich pocisków.Podczas tego skoku dosięgnął go jeden z tysiąca pięciuset odłamków, na jakie - zgodnie z regulaminem 305- miał się rozpaść w chwili wybuchu granat wystrzelony z lekkiej polowej haubicy 18.Heizerowi wydawało się, że błyskawica trafi-ła go w pierś.Dłonie, którymi wpił się w czarną ziemię, stawały się coraz bardziej bezsilne.Kiedy minął stan ogłuszenia, sanitariusz zorientował się, że odłamek trafił go w pierś i że według wszelkiego prawdopodobieństwa czeka go rychła śmierć.Ciężkie miał konanie.Jego jasnożółta skórzana torba sanitarna, którą do siebie przyciskał, zniszczyła się od buchającej na nią krwi.Radzieccy sanitariusze pochowali go nad ranem.O godzinie 23, rosyjskie dywizje szturmowe przystąpiły do kontynuowania natarcia.W pierwszych godzinach 4 sierpnia ofensywa w rejonie śmiertelnie rannego, niegdyś tak malowniczego miasta nad Oką, była w pełnym toku.Jeden z ostatnich mostów drogowych został w ciągu nocy przygotowany do wysadzenia w powietrze.Tymczasem pilnowały go posterunki Wehrmachtu, żeby czołgi, działa samobieżne, działa szturmowe i transportery opancerzone, które działały jeszcze na wschodnim przedpolu, mogły wycofać się w ostatniej chwili.Od czasu do czasu padały w pobliżu pojedyncze strzały.Saperzy, którzy mieli wysadzić most, czekali tylko na rozkaz.Koło południa potężne kamienne łuki miały na oczach Rosjan wylecieć w powietrze.Była to jak dotąd ostatnia wersja planów.W mieście panował rozgardiasz ucieczki.Tam, gdzie dawniej znajdował się barwny, ożywiony targ starzyzną, rozbito teraz obóz wojskowy.Nawet oba mosty pontonowe na północnym i południowym krańcu miasta nie odciążały należycie ruchu, a tym samym chaosu na ulicach.306Pośród atmosfery napięcia, jaka otaczała ostatnich uzbrojonych żołnierzy na ich straconych pozycjach, rozlegał się od czasu do czasu warkot silników.Czasem bardzo daleko, ale czasem bardzo blisko.Potem słychać było ogień dział piechoty z północno-zachodniej dzielnicy miasta.Lekki wiatr południowo-wschodni, który zerwał się w nocy, tłumił wszelkie odgłosy.Blady księżyc oświetlał brzeg rzeki.Przez południowy most pontonowy toczyły się teraz z głuchym łoskotem działa i wozy bojowe baterii II batalionu, wchłonięte potem przez wielki nurt ciągnący ze wschodu na zachód [ Pobierz całość w formacie PDF ]