[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bóg jeden wie, w jaki sposób dostał się dopodziemnych labiryntów Stowarzyszenia Lanfermana.Prawdopodobnie jakaś osoba namało znaczącym stanowisku, litością zdjęta, uchyliła nieco śluzę, zdając sobie sprawę,że jeśli go nie wpuści, Klug stanie się prawdziwym utrapieniem, nigdy nie da za wy-graną.Ten jednak akt współczucia w zasadzie dla siebie samego, jaki okazał zatrud-niony na powierzchni szeregowy pracownik Lanfermana, przeniósł rozwiązanie kwe-stii Kluga na niższą instancję i to w sensie dosłownym.Lub na wyższą, w sensie przeno-śnym.Ponieważ teraz Klug mógł zawracać głowę szefowi.Światu potrzeba zabawek.Taką Klug miał odpowiedź na wszystkie kwestie, które roztrząsali poważni obywa-tele: biedę, zbrodnie na tle seksualnym, starość, wywołane promieniowaniem zmia-ny w kodzie genetycznym.wystarczyło sformułować problem, a Klug otwierał swo-ją ogromną skrzynię z próbkami i wyciągał z niej rozwiązanie.Lars kilkakrotnie słyszałnastępującą argumentację: życie jako takie jest nie do zniesienia, stąd powinno się po-prawiać jego jakość.Życia samego w sobie nie można przeżyć.Musi istnieć jakaś od-skocznia.Wymaga tego higiena psychiczna, moralna i fizyczna.— Proszę spojrzeć — wysapał Klug do Jacka Lanfermana, który przyglądał mu sięz pobłażaniem.5859Klug ukląkł i postawił na podłodze małą figurkę.Z zawrotną szybkością dostawiałnastępne, aż na korytarzu pojawił się ich tuzin.Wtedy Klug postawił przed nimi cyta-delę.Nie ulegało wątpliwości, że cytadela jest warowną fortecą.Nie był to zamek z za-mierzchłych czasów, ze średniowiecza na przykład, lecz również nie była to budowlanowoczesna.Była cudaczna i zaintrygowała Larsa.— Ta gra nazywa się „Zdobywanie twierdzy” — wyjaśnił Klug.— Ci tutaj.— wska-zał dwunastu ludzików, którzy, jak Lars dopiero teraz zauważył, byli dziwnie umundu-rowanymi żołnierzami — oni chcą się dostać do środka.A to.— Klug wskazał na cy-tadelę — nie chce ich wpuścić.Jeśli jeden z nich, choć jeden, zdoła wejść do środka, grasię kończy.Napastnicy wygrywają.Ale jeśli Monitor.— Co takiego? — spytał Jack Lanferman.— To.— Klug czule poklepał cytadelę.— Przez całe pół roku zakładałem w niejprzewody.Jeśli zniszczy wszystkich dwunastu atakujących, obrońcy wygrywają.No,śmiało.Ze skrzyni z próbkami wydobył kolejny przedmiot.— To jest specjalny pilot, za pomocą którego można grać atakującymi albo jeśli wy-brało się stronę obrońców — Monitorem.Podał przedmiot Jackowi, który jednak grzecznie odmówił.— Cóż — rzekł filozoficznym tonem Klug — to w każdym razie komputer, którymoże zaprogramować nawet siedmiolatek.W grze może brać udział maksymalnie sześćosób.Kolejność.— No, dobrze — rzekł Jack wyrozumiale.— Zbudowałeś prototyp.Czego chcesz odemnie?— Chcę dać to do analizy — odparł szybko Klug — żeby sprawdzić, ile kosztowałabyprodukcja automatyczna.Na początek w seriach po pięćset.Chciałbym, żeby wyprodu-kowano to w pańskich fabrykach, bo są najlepsze na całym świecie.— Wiem o tym — powiedział Jack.— Zrobi to pan?— Nie stać by cię było na opłacenie kosztów analizy.A jeśli nawet, nie zdołałbyś wy-łożyć potrzebnej sumy, gdybym uruchomił produkcję nawet w seriach po pięćdziesiąt,że nie wspomnę o pięciuset.Wiesz o tym, Klug.Spocony Klug przełknął ślinę i po chwili wahania powiedział:— Jack, a mój kredyt? Nie jest dobry?— Każdy kredyt jest dobry.Ale ty nie masz kredytu.Nawet nie wiesz, co to słowoznaczy.Kredyt oznacza.— Wiem — przerwał mu Klug.— Że jest się w stanie zapłacić później za to, co się te-raz kupiło.Gdybym jednak jesienią miał gotowe pięćset, żeby wypuścić je na rynek.5859— Coś ci powiem — rzekł Lanferman.— Dobra, Jack.Panie Lanferman.— Jaki sposób reklamy wykoncypowałeś w swoim osobliwym umyśle? Ten pro-dukt będzie bardzo drogi, zwłaszcza w sprzedaży detalicznej.Jak zorganizujesz promo-cję w całej sieci domów towarowych? Produkt powinien wejść do domów kogów i doich czasopism.A to jest drogie.— Mhm — odparł Klug.— Klug, mogę cię o coś zapytać? — zwrócił się do niego Lars.— Panie Lars.— Klug z zapałem wyciągnął do niego rękę.— Czy naprawdę jest pan przekonany, że dostarczanie dzieciom militarnych zaba-wek jest słuszne z moralnego punktu widzenia? Czy to pasuje do pańskiej teorii „popra-wiania jakości” życia w nikczemnych czasach.— Moment — powiedział Klug podnosząc głowę.— Niech pan chwilę zaczeka, pa-nie Lars.— Dobrze, poczekam.— Dzięki zdobywaniu twierdzy dziecko uświadamia sobie bezsens wojny.Lars rzucił mu sceptyczne spojrzenie.Pewnie, pomyślał, jak cholera.— Mówię serio — odparł Klug i na poparcie swej deklaracji energicznie kiwnął gło-wą.— Niech pan posłucha, panie Lars.Ja znam się na rzeczy.Przyznaję, że chwilowomoja firma bankrutuje, lecz w głębi duszy nadal jestem koglem, nie utraciłem właściwejim wiedzy.Rozumiem i jestem pełen sympatii.Proszę mi wierzyć.Naprawdę czuję dopana ogromną sympatię; całkowicie popieram to, co pan robi.Poważnie.— A co ja takiego robię?— Nie chodzi mi tylko o pana, panie Lars, chociaż jest pan jednym z czołowych.Usidliwszy widownię, Klug pośpiesznie szukał słów odpowiednich do wyrażeniaswych wzniosłych idei.Lars doszedł do wniosku, że dla Kluga widownię stanowi do-wolna grupa ludzi w ilości większej od zera i w wieku powyżej lat dwóch
[ Pobierz całość w formacie PDF ]