[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale odpowiedź była zawsze ta sama: szkolono mnie, abym przeżył.I staram się przeżyć.– Przed Hawkinsem leżały teraz cztery równiutkie stosy odbitek.Przesuwał po nich palcami, jakby grał na pianinie, a potem popatrzył na Sama w zamyśleniu.– Myślę, że podejmiesz słuszną decyzję i przyjmiesz czasową funkcję mojego adwokata.To nie potrwa długo.–A to będzie trochę bardziej skomplikowane niż pomoc w lokowaniu pieniędzy, prawda? – Devereaux siedział odchylony na tapczanie.–Myślę, że tylko trochę.–A jeżeli odmówię, to sprawa z Brokemichaelem będzie pestką w porównaniu z wyniesieniem tajnych akt z G-2.Prawo o przedawnieniu nie obejmuje tego małego psikusa.–Nawet się nie łudź.–Co chcesz, żebym zrobił?–Opracował kilka kontraktów.Bardzo proste.Zakładam spółkę.Korporację, jak ty byś to nazwał.Sam wciągnął głęboko powietrze.–Byłoby zabawne, gdyby nie tak smutne.Pomijając cel i zamiar, jest jeszcze dość ważny punkt, który nazywa się kapitał.Znam twoje finanse.Nie chcę cię rozczarować, ale nie masz aktywów na korporację.–Brak wiary to już twój kłopot.Myślę, że powinieneś się nad tym zastanowić.–A cóż ta tajemnicza uwaga ma oznaczać?–To oznacza, że mam aktywa wyliczone co do dolara.Hawkins zastygł z palcami na odbitkach, jak gdyby znalazł nagle zgubiony akord.–Jakie aktywa?–Czterdzieści milionów dolarów.–Co?Sam zaskoczony poderwał się z tapczanu.Przytwierdzony do ręki łańcuch natychmiast powtórzył jego ruch i ostatnie ogniwo z wielką siłą uderzyło go w oko.W lewe oko.Pokój zawirował mu przed oczami.Rozdział VIIIDevereaux zamknął drzwi pokoju hotelowego i rozerwał kopertę.Wyciągnął z niej prostokątny pasek papieru i wpatrzył się w niego bezmyślnie.Był to czek na sumę dziesięciu tysięcy dolarów wypisany na jego nazwisko.Czysty absurd.Wszystko było absurdalne, nie miało za grosz sensu.Od tygodnia był cywilem.Żadne przeszkody nie stanęły na drodze do zwolnienia, nie pojawił się żaden Brokemichael, nie wypłynęły też żadne problemy, bowiem zjawił się w biurze dopiero na godzinę przed formalnym zwolnieniem z wojska.Przyszedł nie tylko z opatrunkiem nad lewym okiem, ale również z grubym bandażem wokół prawego nadgarstka.Skutek oparzeń.Wyprowadził się ze swojego mieszkania, wysłał rzeczy do Bostonu i nie pojechał w ślad za nimi, ponieważ przebiegły sukinsyn nazwiskiem MacKenzie Hawkins oświadczył, że potrzebuje „swojego adwokata” w Nowym Jorku.W ten sposób Sam znalazł się w dwupokojowym apartamencie w „Drake Hotel” przy Park Avenue, który dla niego zarezerwowano i opłacono za miesiąc z góry.Hawkins uznał, że tyle czasu im wystarczy.Na co? MacKenzie nie był jeszcze gotowy, by to wyjaśnić.Ale Sam nie musi się tym martwić; wszystko jest wliczone w koszty.W czyje koszty? Korporacji.Jakiej korporacji? Tej, którą Sam będzie wkrótce tworzył.Absurd! Jakieś brednie o czterdziestu milionach dolarów zakrawające na leukotomię.A teraz ten czek na dziesięć tysięcy dolarów.Czysty i nie wymagający potwierdzenia.To śmieszne! Hawkins nie mógł go dostarczyć.Poza tym posunął się za daleko.Nie wysyła się dziesięciu tysięcy dolarów bez żadnego wyjaśnienia (szczególnie adwokatom).To nie jest normalne.Sam podszedł do biurka, sprawdził w spisie numerów umieszczonym pod telefonem i wykręcił numer MacKenzie’ego.–Do cholery, chłopie, nie ma o co się awanturować.Mógłbyś przynajmniej powiedzieć dziękuję.–Za co to, do diabła? Dodatek do kradzieży? Skąd wziąłeś dziesięć tysięcy dolarów?–Prosto z banku.–Z twoich oszczędności?–Tak.Nikomu nie ukradzione, moje własne.–Ale za co?Krótka pauza.–Wspominałeś już o tym.Ty byś to nazwał honorarium.Tym razem nastąpiła pauza z drugiej strony.–Powiedziałem, że jestem jedynym adwokatem, jakiego znam, który otrzymuje honorarium oparte na szantażu, i że może mnie to zaprowadzić przed pluton egzekucyjny.–Tak właśnie powiedziałeś.A ja chciałem skorygować twoją opinię.Chcę, żebyś wiedział, że doceniam twoje usługi.Naprawdę nie chciałbym, żebyś myślał, że cię nie doceniam.–Przestań! Nie możesz sobie na to pozwolić, a ja niczego nie zrobiłem.–No cóż, chłopcze, wydaje mi się, że sam wiem naj lepiej, na co mogę sobie pozwolić.I zrobiłeś coś.Wydostałeś mnie z Chin na jakieś cztery tysiące lat wcześniej nim opłacono moje zwolnienie warunkowe.–To co innego.Chodzi mi…–A jutro zaczynasz pracę – przerwał mu Hawk.– Niewiele będzie do zrobienia, ale to dopiero początek.Nastąpiła długa chwila ciszy w słuchawce.–Zanim cokolwiek powiesz, powinieneś wiedzieć, że jako członek palestry podpisuję się pod pewnymi zasadami etycznymi.Nie zrobię niczego, co naraziłoby moją reputację adwokata.Hawkins odpowiedział głośno bez chwili wahania:–Jestem pewny, że do tego nie dojdzie.Do diabła, chłopcze, nie potrzebuję adwokaciny krętacza w mojej korporacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]