[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ale jeszcze nikt się nie odezwał ani poruszył, pani zmuszona była powiedzieć wyraźnie: – Przeniesiono mnie, rozumiecie? Będziecie miały nową panią, Rosjankę, i ja się bardzo boję, czy wy pamiętacie, czego was uczyłam po rosyjsku?Wiersze.Geografię, o dopływach do Wisły.Tabliczkę mnożenia, a to, a tamto – pani zasypywała klasę pytaniami, rzuciła się na klasę ze swoim rosyjskim, tak jak gdyby to było w tej chwili najważniejsze.Wcale zdawała się nie widzieć i nie słyszeć, że płacze Cechna, że wtóruje jej Bronia.Kwiryna przerwała odpowiedź w pół słowa i uciekła od tablicy.– Co to się dzieje, moje dzieci, co to się dzieje? – pyta pani bezradnie.–No, Kwiryna, albo Janka Mossakowska, dalej! – Janka potrząsa głową, nawet Bronia nie wyciąga ręki do góry.Teraz już nic powiedzieć nie można, pani siedzi wśród płaczu całej klasy, płaczu bolesnego, rozdzierającego, siedzi z głową pochyloną.– Przecież ja do was jeszcze przyjdę! – woła nagle – będę pisać do was!będę pamiętać.Nieprawda.Oszukała ich, wywiodła w pole, może dlatego że tak bardzo płakały, ona też zaczęła płakać.Jeśli miała jeszcze przyjść, to po cóż mówiła do każdej z osobna i prosiła o dobre przyjęcie nowej pani, aby jej wstydu nie przyniosły złym zachowaniem się, niegrzecznością.Dlaczego objęła milczącą Frankę i rozpłakała się, dlaczego zapisywała adresy w kajeciku?Na drugi dzień zastały już w klasie nową panią.Była wysoka, tęga, miała taką piękną koronkową bluzkę.I od razu przyszła z czajnikiem, na przerwie dostały dziewczynki herbatę do swoich śniadań, czaj.Jak ona to robiła, że zaraz były kubeczki – a cukier dała swój.Mówiła pełnym głosem, wyraźnie, śpiewnie – ciągle, ciągle mówiła i klasa siedziała jak zaczarowana tym głosem i słowami.Czy lubią roboty ręczne, takie hafty na bębenku z rzemykiem? Ona wprowadzi roboty ręczne, umie tyle robót, najpiękniejszych.Serwetki na stół czy patarafki z włóczki pod lampę, czy zakładki na kanwie do książek.Janka zapytała:– A kołnierzyki?– Da, da – odpowiedziała pani – dorogaja moja, wsio.Mówiła tak samo jak rosyjski mąż.– Dorogaja– mówiła śpiewnie do każdej dziewczynki.Patrzajcie, zaczęto chwalić nową panią, herbatę, kubeczki, roboty ręczne.A kiedy nowa pani gniewała się, że tak mało umieją po rosyjsku, Sawicka powiedziała:– Przez tamtą panią teraz nic nie umiemy.Ale Kwiryna na pauzie zagroziła, że:– Powiedz jeszcze słówko, a dostaniesz w łeb, ty podlizuchu.Klasa podzieliła się: za nową i za dawną panią.Strona nr 47Pola GojawiczyńskaA potem Bronkę wyrzucono ze szkoły.MARIA UMIERA Z MIŁOŚCIDzień jest bardzo długi, ranek jest bardzo długi, kiedy się nie chodzi do szkoły.Ktoś puka do okna, to Cechna.Janka odpowiada:– Zaraz, zaraz, co ci się tak śpieszy, a czy Franka już gotowa? – Franka też stała za oknem, ukazała się na chwilę w szybie.Bronka zostaje sama.Pani napisała list do rodziców i list do ciotki Franinej.Ponieważ opuszcza szkołę – napisała – więc poczuwa się do obowiązku stwierdzenia, jak zdolne są te dwie dziewczynki.I jeśli jej wolno coś radzić rodzicom i o coś prosić, to radzi i prosi, aby nie zaniedbano nauki dziewcząt, a ona sama po rozejrzeniu się przyśle pewne adresy, gdzie będą dziewczynkom wykładać przedmioty dodatkowe.Ojciec był poruszony listem pani.Teraz, w domu, można już uczyć się rosyjskiego bez żadnej złości, ojciec postanowił, iż po wakacjach Bronia będzie zdawać do progimnazjum na Kapucyńską.Niech i ona skończy te cztery klasy.Ale ciotka Frani roześmiała się po przeczytaniu listu.– Mądrala.Radzić to i ja potrafię.I po co ta nauka, kiedy nie uniknie się swego losu.Czy mądra, czy głupia, jednakowoż nie da sobie rady, jak będzie miała do czynienia z takim Stanisławem!– O, niech mi ciocia da pokój z tym swoim Stanisławem!– Coo – ty mi będziesz odpowiadać? Wara ci od Stanisława!Na tym się skończyło.Dopiero po obiedzie odrabia Bronia lekcje.Mietek daje jej rosyjskiego, Narcyz – rachunków.Kuzyn Olek miał niby uczyć Niemieckiego, bo potrzebny jest chociaż jeden język, ale kuzyn Olek praktykuje już w składzie aptecznym i ciągle nie ma czasu.Z językiem więc sprawa zostaje w zawieszeniu.Przyjemnie jest być w domu rano.Rozpakowywanie kosza w kuchni po powrocie matki z targu.Obieranie kartofli, cały duży, żelazny sagan.Matka mówi co chwila:– Bronka, cieniej, cieniej, przecież ty marnujesz pół kartofla na obierzyny.Czasem też ojciec krzyknie z warsztatu:– Broniu! pół paczki gabinetowych!Matka gniewa się:– Ach, jak ten Andrzej pali, takie drogie papierosy! – Ale gdy Bronia wraca, matka mówi: – Nigdy nie kupuj ojcu innych papierosów, tylko Strona nr 48DZIEWCZĘTA Z NOWOLIPEKgabinetowe, bo od gorszych boli go gardło.Jak już musi palić, to trudno.Przy obieraniu kartofli siedzi się na małych stołeczkach nad drewnianym szaflikiem z czystą wodą.Wtedy to przesuwa się całe życie ojca i matki, aż strach pomyśleć, jakie to życie długie, przeogromne, ile trzeba żyć! Albo jeden taki dzień.Ledwo się wydało śniadanie, a tu już obiad perkoce w garnkach, a gdzie sprzątanie, a gdzie cerowanie i łatanie, i pranie? Matka wychodzi tylko do kościoła.– To cała moja przyjemność.A odmawianie różańca? Różaniec matki jest ogromny, z paciorków rzeźbionych w drzewie.Samych „Ojcze nasz” jest siedemnaście, a „Zdrowaś” sto i cztery.Smutek ogarnia Bronkę.Sto cztery „Zdrowaś”; Jedyne, co ją pociesza, to napis na pamiątkowym medalu w końcu różańca, z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej.To brzmi pięknie, gdy czyta się głośno:Trzysta lat w Jeruzalem,Pięćset w CarogrodzieByłam wszechwładną PaniąNa Ziemi i Wodzie,Pięćset na Bełzkim ZamkuByłam Strażnikową,Pięćset Jasna GóraCzci mnie Nieba Królową.Matka nie miała z kim rozmawiać, gdy one były w szkole.Zapewne dlatego mówi teraz tak dużo przy obieraniu kartofli.Nie można się ustrzec, aby nie mówić także do rzeczy martwych.A one zdają się jej odpowiadać.– No, no – mówi do garnka z kaszą – nie gniewaj się, poczekaj – i odkrywa pokrywę, a garnek wzdycha potężnym kłębem pary.– Za gorąco ci?– pyta matka gniewnie warczącego czajnika – zaraz cię zdejmę z ognia.– I odstawia czajnik z odkrytej fajerki na blachę i czajnik się uspokaja.Szumi łagodnie, dziękczynnie.– Tak, tak, dobrze cię przypaliło, nie ma co.Taboret godzi w matkę ostrym kantem.– Cóż ty znowu? Źle ci tu stać? – Kosz odmawia już naprawdę dalszej służby.Ale – ja cię tu chwycę igłą i dratwą.– Żadna rzecz nie chce zapomnienia, każda domaga się pamięci i dotknięcia.Lepiej się trzyma w ciągłym ruchu i użyciu przez człowieka, niż w odłożeniu jej na stronę, w zapomnieniu.Koło kwiatów ciągle trzeba chodzić.Kuzynka Helena przyniosła mirt w podarunku, duża to jest doniczka, cały krzew.– Czy przypominasz sobie, Maniu, starą piosenkę o mircie?Maria ożywia się, zmarszczyła brwi i poszukała tamtych słów w pamięci.Strona nr 49Pola GojawiczyńskaZanuciła cicho: „.Mirtowy daję ci kwiatek – miłości mej zadatek – nie dozwól, żeby zwiądł, nie pozwól, żeby zwiądł.”– Dalej zapomniałam.– Ale nuciła melodię i słowa znalazły się same i znów zaśpiewała półgłosem: „Ach, uwiądł kwiat mirtowy – ach! zwiędło serce me”.Teraz przerwała, prędko i gwałtownie krzyknęła:– Nie pamiętam dalej, daj mi spokój.Matka wyniosła doniczkę z mirtem do kościoła.Mirt to smutek w domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]