[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie przychodzą mi do głowy odpowiednie słowa, nie wiem, jak jej to wytłumaczyć.Wyobrażam sobie jej twarz, gdy czyta ten błagalny list, jej gorzki zawód, irytację.Niemal słyszę, jak wzdycha.Piszczy komórka.Nowa wiadomość, sprzed kilku godzin.Znowu Tom.Nie chcę słyszeć, co ma do powiedzenia, ale muszę, nie mogę go zignorować.Nastawiając się na najgorsze, z coraz szybciej bijącym sercem dzwonię na pocztę głosową.„Rachel? Możesz oddzwonić?”.Ma spokojniejszy głos, więc moje serce trochę zwalnia.„Chcę się tylko upewnić, czy bezpiecznie dotarłaś do domu.Byłaś w takim stanie, że…”.Pauza, długa i pełna ubolewania.„Posłuchaj.Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem, ale było tu trochę… gorąco.Bardzo ci współczuję, naprawdę, ale to się musi skończyć”.Odsłuchuję wiadomość jeszcze raz, z jego głosu bije dobroć i do oczu napływają mi łzy.Mija dużo czasu, zanim przestaję płakać, zanim udaje mi się napisać, że jestem już w domu, że bardzo go przepraszam.Nie mogę nic dodać, bo nie wiem za co.Nie wiem, co zrobiłam Annie, czym ją przestraszyłam.Anna aż tak bardzo mnie nie obchodzi, ale Tom tak i nie chcę, żeby był nieszczęśliwy.Po tym, co przeszedł, w pełni na to zasługuje.Nie chcę i nigdy nie będę chciała odbierać mu szczęścia, wolałabym tylko, żeby zaznał go ze mną.Kładę się i wpełzam pod kołdrę.Chcę wiedzieć, co się stało, żałuję, że nie wiem, za co musiałam go przepraszać.Rozpaczliwie próbuję rozwikłać ten ulotny fragment pamięci.Jestem pewna, że się z kimś pokłóciłam albo że byłam świadkiem kłótni.Z Anną? Dotykam palcami rany na głowie, dotykam rozciętej wargi.Niemal to widzę, niemal słyszę te słowa, lecz obraz znowu się oddala.Nie mogę tego rozgryźć.Ilekroć myślę, że zaraz schwytam tę chwilę, wszystko ucieka w cień, poza zasięg wspomnień.MeganWtorek, 2 października 2012RanoZaraz lunie, czuję, że lada chwila.Szczękam zębami, mam białosine czubki palców.Nie wchodzę do środka.Podoba mi się tu, to rozładowuje uczucia, oczyszcza jak lodowata kąpiel.Zresztą i tak Scott zaraz wyjdzie, zaprowadzi mnie do domu i owinie kocem jak dziecko.Wczoraj miałam atak paniki.Już wracałam, gdy zobaczyłam motocykl, który ciągle przyspieszał, czerwony samochód jadący tuż przy krawężniku, jakby kierowca polował na prostytutki, i dwie kobiety z wózkami blokującymi chodnik.Nie mogłam ich ominąć, więc weszłam na jezdnię i omal nie potrącił mnie samochód jadący w przeciwnym kierunku, którego nie zauważyłam.Kierowca zatrąbił i krzyknął coś do mnie.Nie mogłam złapać tchu, serce waliło mi jak szalone, ścisnęło mnie w żołądku jak wtedy, gdy bierze się pigułkę i ma się zaraz dostać kopa, poczułam gwałtowne uderzenie adrenaliny, po którym dostaje się mdłości, choć jest się jednocześnie podnieconym i przerażonym.Wpadłam do domu, przebiegłam przez salon i ogród i usiadłam pod płotem, czekając, aż nadjedzie pociąg, aż się we mnie przetoczy, zagłuszając inne odgłosy.Chciałam, żeby Scott wyszedł i mnie uspokoił, lecz nie było go w domu.Próbowałam przejść przez płot i posiedzieć chwilę po drugiej stronie, tam, gdzie nikt nie chodzi.Skaleczyłam się w rękę, więc wróciłam do domu, a potem przyszedł Scott i spytał, co się stało.Powiedziałam, że zmywając, upuściłam szklankę.Nie uwierzył mi i bardzo się zdenerwował.W nocy wstałam, zostawiłam Scotta śpiącego i po cichu zeszłam na dół, na taras.Wybrałam numer i słuchałam jego głosu, gdy odebrał, początkowo cichego i sennego, potem głośniejszego, czujnego, zaniepokojonego i poirytowanego.Rozłączyłam się, chcąc zobaczyć, czy oddzwoni.Nie ukryłam numeru, więc mógł.Ale on milczał, więc zadzwoniłam jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz.Włączyła się poczta głosowa, nijaki, rzeczowy głos, który obiecał, że skontaktuje się ze mną przy najbliższej sposobności.Zastanawiałam się, czy nie zadzwonić do gabinetu i nie przyspieszyć spotkania, ale doszłam do wniosku, że nawet ich automatyczny system telefoniczny nie działa w środku nocy, więc wróciłam do łóżka.Nie spałam ani minuty.Rano mogłabym pojechać do Corly Wood i zrobić kilka zdjęć; o tej porze jest mgliście, ciemno i klimatycznie, więc fotki powinny być dobre.Zastanawiałam się, czy nie zająć się robieniem takich malutkich pocztówek, mogłabym sprzedawać je w sklepie z pamiątkami przy Kingly Road.Scott ciągle powtarza, że nie muszę zawracać sobie głowy pracą, że powinnam po prostu odpoczywać.Jak inwalidka! Odpoczynek to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję.Muszę znaleźć coś, czym mogłabym wypełnić dzień.Wiem, co będzie, jeśli nie znajdę.WieczoremDoktor Abdic – prosi, żeby mówić mu Kamal – zasugerował na dzisiejszej sesji, abym zaczęła pisać pamiętnik.Mało brakowało i wypaliłabym, że nie, nie mogę, nie ufam mężowi, mógłby go przeczytać.Nie powiedziałam tego, uważając, że zachowałabym się straszliwie nielojalnie wobec Scotta.Ale to prawda.Nie mogłabym napisać tego, co naprawdę czuję, myślę czy robię.Dowód: gdy dziś wieczorem wróciłam do domu, mój laptop był ciepły.Scott umie wyczyścić historię przeglądania, czy jak się to tam nazywa, doskonale potrafi zacierać ślady, ale wiem, że przed wyjściem wyłączyłam komputer.Znowu czyta moje mejle.W sumie nie mam nic przeciwko temu, nie znajdzie nic ciekawego [ Pobierz całość w formacie PDF ]