[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co za kretyn ze mnie! - syknął David.- Powinienem byłprzewidzieć, że zaczai się pod szpitalem! Trzymaj się!Spróbuję go zgubić!Zdążyła chwycić się mocno siedzenia, gdy samochód wykonał gwałtowny zwrot.Siła odśrodkowa rzuciła nią najpierw w jedną, potem w drugą stronę.Zamknęła oczy i starała się nie myśleć o najgorszym.Wszystko w rękach Davida.To on jest gwiazdą tego show.Jasne okna domów migały za szybami, gdy bmw gnało w mroku, ścinając zakręty niczym narciarz w slalomie.Pas boleśnie wbił się w jej ciało, kiedy David z piskiem opon zjechał z ulicy na czyjś podjazd, a potem gwałtownie zahamował w ciemnym garażu.W ułamku sekundy zgasiłsilnik, a potem kłapał ją za kark i pociągnął w dół.Schyliła się najniżej jak mogła i zastygła przyciśnięta do dźwigni zmiany biegów.Czuła oszalałe bicie jego serca, słyszała urywany oddech.W lusterku wstecznym pokazała się delikatna łuna, która z każdą chwilą stawała się jaśniejsza.Z ulicy dobiegł warkot silnika.David przywarł do niej mocniej.Wstrzymała oddech.Nasłuchiwała.Drgnęła dopiero, gdy warkot zaczął się oddalać.Gdy zupełnie ucichł, ostrożnie się podnieśli i obejrzeli.- Co teraz? - zapytała drżącym szeptem.- Spadamy, póki można.- Uruchomił silnik i nie włączając świateł, wolno wytoczył się z garażu.Jakiś czas kluczyli między domami, by w końcu wrócić na autostradę.Dopiero wtedy odetchnęła.- Co ty robisz? - zaniepokoiła się, widząc, że David zawraca do Honolulu.- Nie możemy jechać do domu.- Przecież go zgubiliśmy!- Skoro cię śledził, wie, że pojechałaś do kancelarii.Pewnie widział nas razem, zna moje nazwisko.Nie mam zastrzeżonego numeru, więc w książce telefonicznej mógłznaleźć mój adres.Zdruzgotana osunęła się w fotelu.Zmrużyła oczy, gdyż raziły ją światła jadących z naprzeciwka samochodów.Co ja mam teraz zrobić? - zastanawiała się bezradnie.Ile czasu zostało, zanim mnie dopadnie? Czy będę miała czas, żeby uciec? Albo chociaż krzyknąć?- To moja ostatnia deska ratunku - przyznał po namyśle.-Nic innego nie przychodzi mi do głowy.Najważniejsze, że ani na moment nie zostaniesz sama.- Umilkł i w skupieniu patrzyłna drogę.- Tylko o jedno cię proszę.Nie pij tam kawy - dodałw przypływie czarnego humoru.- Co? - spytała zaskoczona.- Słuchaj, a dokąd my właściwie jedziemy?- Do mojej matki - odparł takim tonem, jakby ją przepraszał.Otworzyła im drobna siwowłosa kobieta w rozchełstanym szlafroku i różowych futrzanych kapciach.Najpierw długo im się przyglądała, mrużąc oczy jak zaskoczona mysz.- Patrzcie państwo! David! - zawołała wreszcie, radośnie klaszcząc w dłonie.- Jak miło, że wpadłeś! Tylko szkoda, że przedtem nie zadzwoniłeś.A tak to sam widzisz, złapałeś nas w piżamach, jak dwie stare.- Nie przejmuj się, Gracie.Wyglądasz super - przerwał jej i wciągnął Kate do środka, po czym zamknął drzwi na klucz.-Mama jeszcze nie śpi? - zapytał.- Jeszcze nie.- Gracie zerknęła w stronę salonu.- Na miłość boską, kobieto, nie wiem, kto przyszedł, ale weź go przepędź i natychmiast wracaj! - zawołał gniewny głos.- Teraz twoja kolej! I wymyśl coś inteligentnego, bo mam słowo z potrójną premią.- Znowu wygrywa - westchnęła Gracie z goryczą.- To znaczy, że ma dobry humor?- A skąd ja mam wiedzieć? Odkąd pamiętam, zawsze ma zły.- Przygotuj się - mruknął do Kate.- Mamo!- zawołał radośnie.Zbyt radośnie.W salonie urządzonym w mahoniu i kolorze lilaróż tyłem do wejścia siedziała dystyngowana dama, wspierając stopy o puf obity gniecionym aksamitem.Na stoliku przed nią leżała plansza do scrabble'a.- Nie wierzę! - powiedziała.- Chyba ze starości mam już omamy słuchowe.- Obejrzała się.- Syn przyszedł mnie odwiedzić! Czyżby zbliżał się koniec świata?- Miło cię widzieć, mamo.- Przywitał się z nią niezbyt wylewnie, a potem nabrał powietrza, niczym człowiek, który zamierza sam sobie wyrwać bolący ząb.- Musisz nam pomóc.Jinx spojrzała ciekawie na Kate.Jej oczy, niezwykle czujne i bystre, lśniły jak kryształy.Nagle spostrzegła, że jej syn opiekuńczo obejmuje swą towarzyszkę, i na jej twarzy pojawił się uśmiech.Wolno wzniosła oczy ku niebu i mruknęła:- Alleluja!- Ty mi nigdy nic nie mówisz! - poskarżyła się, gdy godzinę później usiedli w kuchni, by wypić kakao.Niegdyś był to ich wspólny rytuał, lecz zarzucili go, gdy David przestałbyć dzieckiem.Jak mało trzeba, by znów poczuć smak dzieciństwa, pomyślał.Wystarczył łyk kakao i karcące spojrzenie matki, by dopadło go dobrze znane poczucie winy.Kochana kobieta.Jak nikt umiała sprawić, że człowiek w sekundę młodniał.On w każdym razie czul się przy niej jak sześciolatek.- Wreszcie znalazłeś sobie kobietę i ją przede mną ukrywasz - gderała.- Wstydzisz się jej czy co? A może to mnie się wstydzisz? Albo nas obu?- Naprawdę nie ma o czym opowiadać, mamo.Ja i Kate znamy się bardzo krótko.- Wstydzisz się przyznać, że jednak masz w sobie ludzkie odruchy?- Mamo, oszczędź mi tej psychoanalizy!- Nie zapominaj, że to ja zmieniałam ci pieluchy i opatrywałam rozbite kolana.Na moich oczach omal nie złamałeś ręki przez ten cholerny skateboard.Bardzo rzadko płakałeś.I nadal nie płaczesz.Obawiam się, że nawet nie potrafisz.To taki feler, który odziedziczyłeś po ojcu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]