[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z nią na pewno się nie pokłócę.Recepcjonistka uśmiechnęła się i westchnęła, kurtuazyjnie dodając:– No cóż, tak czasami bywa.Dobrej nocy wobec tego.Ernest opuścił hotel i dyskretnie przeszedł na jego tyły.Dotarcie na balkon nie stanowiłoby problemu nawet dla zgrzybiałego staruszka.Za chwilę był z powrotem w pokoju.Milena wciąż szlochała.Jej makijaż spływał po mokrych policzkach, tworząc na twarzy czarne zacieki.Zdawała się tym w ogóle nie przejmować.– Dlaczego wchodzisz przez balkon? – wyjąkała przez łzy.– Widzisz, jaka ty jesteś? Twoje życie i samoocena właśnie legły w gruzach, a ciebie interesuje tak mało znacząca rzecz, jak moje wejście przez balkon.Jest nisko, a tędy miałem bliżej, ale pewnie nie wpadłaś na to.Lepiej się napij, bo wiem, że tylko na tej czynności potrafisz się skupić… – ponownie zaszydził Ernest.– Dlaczego? Dlaczego ja? Co ja ci takiego zrobiłam? – Załkała.– Nie jestem idealna i nigdy nie byłam, ale kocham cię całym sercem.Zmieniłam dla ciebie całe swoje życie…– Miałaś pecha… Od zawsze tak było.Nie dość, że jesteś do niczego, to jeszcze masz pecha.– Zaśmiał się szyderczo.– Nie mogę tego dłużej słuchać, ja się chyba zabiję.– Znowu zaczęła płakać.– Ty, Milena, zabijesz się? No proszę cię… Żeby się zabić, trzeba mieć odwagę i wrażliwość.Ty nie masz ani jednego, ani drugiego.I nie kochasz swoich bliskich wystarczająco mocno, żeby pozwolić im od siebie odpocząć.– Ernest wciąż nie przestawał jej poniżać.Wiedział, jak ma uderzać, żeby bolało.Znał jej słabe punkty, kompleksy, i wiedział, na jakich strunach zagrać, żeby wydobyć z niej jak największe poczucie winy.Tak, grał na uczuciach Mileny, jak niegdyś Judith Richter na skrzypcach.Milena po wszystkich swoich przeżyciach i przejściach życiowych była jak małe dziecko.Słaba, krucha i przewrażliwiona.– Twój ojciec musi się wiecznie za ciebie wstydzić, a twoja córka cię nienawidzi – dodał mściwie.– Nie wierzę… Oni… Oni nigdy… – powiedziała szeptem.– Tak, oni nigdy by ci tego nie powiedzieli.Bo się nad tobą litują.Oboje.Twoja córka z litości nawet ci nie powiedziała, że od pół roku jesteśmy kochankami, ale ja uważam, że litość jest obrzydliwa, dlatego powinnaś być mi wdzięczna, że powiedziałem głośno to, o czym oni mówią szeptem.– Ernest niecierpliwie chodził po pokoju, przemawiając niczym arbiter sądu ostatecznego.– Nie wierzę, że Julia z tobą… Moja mała córeczka… Ona mnie kocha, ona nigdy by mi tego nie zrobiła… – powiedziała hardo.– Naprawdę chcesz, żebym pokazał ci w telefonie wiadomości od niej? – kpiąco zapytał Ernest.– Kłamiesz – wysyczała.– Mam nadzieję, że jesteś wystarczająco trzeźwa, żeby rozpoznać numer swojej córki.– Ernest podszedł do niej i podał jej iphon.Milena przewijała palcem wiadomości i czuła, że jeśli przeczyta jeszcze jedną, jej dusza tego nie wytrzyma.A jednak, jakby chcąc się dobić w swoim nieszczęściu, czytała następną i następną.Gdy skończyła, położyła telefon na stole, przetarła oczy rękawem, rozmazując je jeszcze bardziej, i powiedziała zrezygnowanym głosem:– Wyjdź… Chcę umrzeć.Straciłam dwie najważniejsze osoby w życiu.Ernest von Beck podszedł do stolika, wziął do ręki telefon, po czym wyjął z kieszeni płaszcza spłowiały granatowy krawat i położył zwinięty obok butelki wódki.– W tym pokoju jest kilka staroświeckich klamek – wyszeptał, po czym opuścił hotel tą samą drogą, którą wcześniej tam wszedł.Wolnym krokiem przemierzał zadrzewioną alejkę prowadzącą do głównej ulicy.Nie wiedział, czy dobrze to rozegrał, dużo ryzykował, pozostawiając przy życiu zapijaczoną Milenę i licząc, że sama siebie pozbawi życia.A stawką w tej grze była jego mała Audrey, Julia Kunis.* * *Następnego ranka Julia, ubrana jedynie w krótki szlafrok, wyszła przed dom, żeby wziąć ze schodków poranne gazety.Na szczęście gazeciarz tym razem dobrze wycelował i nie musiała przedzierać się przez gęste jodły, żeby ich szukać.Było bardzo wcześnie, a na dworze panował jeszcze mrok.Jej dziadek wciąż spał, a matka ostatnio była gościem w domu.Julia jednak była już na nogach, bo miała ciężką noc.Najpierw nie mogła zasnąć, a potem nękały ją jakieś koszmary.Weszła do kuchni, nalała sobie kawę i wyjęła pierwszą gazetę.W „Warszawskich Newsach” dostrzegła krzykliwy tytuł: „Maurycy Kunis – Ideał sięgnął bruku”.Nawet nie usiadła, pochłaniając kolejne akapity artykułu.Maurycy Kunis – syn zbrodniarza wojennego, którego ukrywał w Paryżu, i kobiety oskarżonej o szpiegostwo, na którą AK wydało wyrok śmierci; Maurycy Kunis i majątek zagrabiony ofiarom drugiej wojny; Maurycy Kunis i tajne konta w Szwajcarii.Wreszcie fragment jego artykułu z lat pięćdziesiątych, wychwalający pod niebiosa innego zbrodniarza, Józefa Stalina.Jednak usiadła.Świat zawirował wokół niej, przez chwilę nie docierało do niej, co przeczytała.To były same plugawe i kłamliwe oskarżenia.Nie mogła pojąć, kto mógł zdobyć się na napisanie takiego paszkwilu, wiedziała jednak, że prawnicy dziadka rozniosą w pył tego pismaka.W pokoju zabrzęczał telefon.Podniosła słuchawkę i usłyszała w niej zdenerwowany głos Amelii Leszczyńskiej.Powiedziała tylko, że będzie w Wilanowie za czterdzieści minut i żeby Julia nie wychodziła dzisiaj z domu, nawet do pracy.Kilka minut później usłyszała na schodach człapanie dziadka i jego głos:– Kto tak po nocach wydzwania, Julcia? – zapytał, ziewając.– Lepiej zejdź i usiądź, dziadku – powiedziała cicho.Maurycy popatrzył na bladą buzię swojej wnuczki i podszedł do niej z pytającym wyrazem twarzy.Julia przytuliła się do niego i zapłakała.– Nie wiem, dziadku, kto mógł ci zrobić coś takiego? – wyjąkała, podając mu gazetę.Maurycy nie przeczytał całego artykułu, odłożył pismo na szafkę i usiadł przy stole, spuszczając głowę.Nie wiedział, co powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]